Perez: Nikomu nie muszę niczego udowadniać

Meksykanin nie ukrywa też ekscytacji możliwością współpracy z zupełnie nowym zespołem.
27.08.2511:23
Maciej Wróbel
90wyświetlenia


Sergio Perez twierdzi, że kłopoty jego następców w Red Bullu pokazują, iż nie ma nic do udowodnienia przy swoim powrocie do Formuły 1 z Cadillakiem.

We wtorek Sergio Perez i Valtteri Bottas zostali oficjalnie zaprezentowani jako duet, który poprowadzi bolidy Cadillaca w 2026 roku, kiedy amerykańska marka zadebiutuje jako jedenasty zespół F1. Obaj weterani powrócą zatem do ścigania po roku nieobecności w stawce.

Pod koniec sezonu 2024, zaledwie pół roku po podpisaniu nowego kontraktu, narastające trudności Pereza z wymagającym samochodem Red Bulla doprowadziły do rozwiązania umowy. Miejsce Meksykanina zajął Liam Lawson, który jednak już po dwóch Grand Prix został zastąpiony przez Yukiego Tsunodę.

Wracając do serii w zupełnie nowym środowisku, sześciokrotny zwycięzca Grand Prix podkreśla, że po ciężkim rozstaniu z Red Bullem nie ma już nic do udowodnienia, tym bardziej, że jego następcy radzili sobie w tym samochodzie jeszcze gorzej.

Czuję, że nie mam nic do udowodnienia. Nie tylko ze względu na obecnych czy przyszłych kierowców, którzy zajęli moje miejsce, ale również z powodu tego, co działo się wcześniej - powiedział Perez. Teraz wszyscy o tym zapominają, ale to było bardzo trudne miejsce. Ciągła adaptacja, budowanie pewności siebie, wyzwania mentalne. To wyjątkowe doświadczenie.

Nie sądzę, żebym musiał cokolwiek udowadniać, kiedy widzi się, ile punktów zdobyli moi następcy. To jakieś pięć punktów w całym sezonie.

Dla mnie ten powrót to przede wszystkim szansa, by na nowo cieszyć się sportem. Kocham go, a on dał mi tak wiele. Nie mogłem pozwolić sobie na odejście w taki sposób, w jaki opuściłem Formułę 1. Dlatego wracam z tym nowym projektem. Mam nadzieję, że będzie bardzo udany. Przede wszystkim jednak chcę czerpać radość z tego powrotu.

Perez przyznał, że trudne okoliczności związane z rozstaniem z Red Bullem - przy braku gwarancji, że kiedykolwiek wróci do stawki - sprawiły, iż kluczowe było dla niego dłuższe oderwanie się od rywalizacji i mentalne zresetowanie przed rozpoczęciem nowego wyzwania z amerykańskim zespołem.

Dla mnie bardzo ważne było to, by zrobić sobie przerwę od sportu, zwłaszcza że dopiero pod koniec roku stało się jasne, że nie będę kontynuował współpracy z Red Bullem. Zamiast wskakiwać w coś tylko po to, by utrzymać się w stawce, potrzebowałem czasu, żeby odłączyć się od Formuły 1 i zrozumieć, czego naprawdę chcę w mojej dalszej karierze.

Na początku, szczególnie przez pierwsze miesiące, nie byłem pewien tego, co chcę dalej robić. Im więcej jednak rozmawiałem z Cadillakiem, tym bardziej stawało się oczywiste, że to właśnie mnie ekscytuje. To nie jest zwykły powrót do stawki z typowym zespołem, by walczyć o podia czy punkty. To cały projekt, a dynamika jest zupełnie inna.

Zapytany, czego nauczył się podczas przerwy, odpowiedział: Nauczyłem się wiele o sobie jako kierowcy. Przez całą karierę byłem w centrum uwagi. Nie tylko w F1, ale już od czasów kartingu. Kiedy odsuniesz się na chwilę i spojrzysz na sport oczami kibica, uświadamiasz sobie, że rzeczy, o które martwią się kierowcy, są zupełnie nieistotne dla opinii publicznej, nawet dla osób dobrze znających sport.

Moja perspektywa teraz, wracając, jest taka: chcę się tym cieszyć i za każdym razem dawać z siebie maksimum. Zarówno w bolidzie, jak i w pracy z zespołem. Cała reszta to czynniki zewnętrzne.

Czasami, jeśli masz konkurencyjny samochód, stajesz na podium, ale zdarza się też, że po fantastycznym wyścigu kończysz na piętnastym miejscu. Kierowca, który finiszował piętnasty, wiedząc, że wykonał świetną pracę razem z zespołem i że robią postępy, powinien być z tego dumny. Patrząc na to z zewnątrz, właśnie to ma sens w tym sporcie.