Alonso niezadowolony mimo zdobycia czterech punktów

Hiszpan narzekał na decyzje strategiczne zespołu.
02.09.2508:44
Jakub Ziółkowski
287wyświetlenia
Embed from Getty Images

Fernando Alonso miał ogromne nadzieje przed Grand Prix Holandii. Już w treningach był blisko czołówki: odpowiednio czwarte, drugie i dziesiąte miejsca w treningach pozwalały myśleć o najlepszym wyniku sezonu. Hiszpan liczył, że poprawi swoje piąte miejsce z Budapesztu.

Niedzielny wyścig zakończył jednak dopiero na ósmej pozycji, 2,2 sekundy za zespołowym kolegą, Lancem Strollem, który dwukrotnie rozbił się podczas tego weekendu. Alonso był wściekły:

Miałem świetne tempo przez cały weekend, w wyścigu byłem szybszy niż auta przede mną. Skończyłem jednak za Williamsem, który miał problemy, za Haasem, który był bardzo wolny, i za moim kolegą, który startował ostatni, a i tak skończył przed mną - podsumował.

Wyścig nie zaczął się źle - Alonso w pierwszym zakręcie był 10., ale w zakręcie nr 3 stracił pozycje na rzecz Antonellego, Sainza i Tsunody, spadając na 13. miejsce. Później utknął w pociągu DRS. Tymczasem Stroll zjechał do boksów jako pierwszy, zyskał czyste powietrze i pokazał realne tempo auta.

Aston Martin ściągnął Alonso nieco wcześniej niż rywali, a Hiszpan od razu po pit stopie był najszybszy na torze. Wtedy jednak rozbił się Lewis Hamilton, wywołując neutralizację. Ci, którzy jeszcze nie zmienili opon, zyskali darmowy postój. Alonso nie krył frustracji:

Za każdym razem, gdy zjeżdżaliśmy, pojawiał się Safety Car i inni mogli zmieniać opony za darmo. Nigdy nie mieliśmy szczęścia - wściekał się w radiu. Na innym okrążeniu wyrzucił z siebie kolejny komentarz:

Pomyślcie o strategii. Zapomnieliście o mnie w pierwszej części wyścigu. Może w drugiej sobie przypomnicie, że tu jestem.

Mimo frustracji Hiszpan zdobył cztery punkty. Sam nazwał to małym cudem, dodając, że gdyby nie kary i wypadki rywali, Aston Martin mógłby skończyć bez punktów. Według niego realne było piąte miejsce:

Albon skończył piąty, a my byliśmy od niego szybsi. Tak samo od Williamsów i Haasów.

Szef zespołu Mike Krack musiał tłumaczyć wybuchy swojego kierowcy:

Fernando był wściekły na wyścig, na świat, na nas - na wszystkich. Nic nie możemy w takich momentach zrobić..

Krack przyznał też, że zespół musiał ostrożniej ustawić bolid po treningowych kraksach Strolla, co odbiło się na osiągach: Nie mieliśmy danych z długich przejazdów, więc musieliśmy ustawić auto bardziej zachowawczo. To kosztowało nas trochę tempa.