Bezpieczeństwo z Allianz - W trasie

Grand Prix Turcji to jedyny wyścig, do którego karawana Formuły 1 dociera drogą... morską
22.08.0714:31
Allianz / P1
4677wyświetlenia
Grand Prix Turcji to jedyny wyścig w sezonie Formuły 1, do którego karawana królowej sportów motorowych dociera drogą... morską. Zawody na granicy Europy i Azji są już za daleko, by dotrzeć tam drogą lądową, a jeszcze za blisko, by opłacalny był transport lotniczy. Pokazuje to jak wielką wagę przywiązuje się w Formule 1 do logistyki, i jak wielką rolę odgrywa ona w sprawnym funkcjonowaniu tego serialu wyścigowego.

&,artykuly/allianz/218-1.jpg,,

Koniec wyścigu F1 to dla kierowców upragniony odpoczynek po ciężkiej walce na torze, czas na świętowanie sukcesów czy też analizowanie porażek. Dla członków zespołów jest to jednak początek mozolnej pracy - spakowania całego wyposażenia i wysłania go na miejsce następnych zawodów. Do późnego niedzielnego wieczora demontują oni sprzęt, pakując każdą część na określone miejsce. W Fomule 1 nie można wrzucić wszystkiego do jednego kontenera. Po pierwsze, ponieważ się zwyczajnie nie zmieści, po drugie zaś szukanie później poszczególnych elementów miałoby w sobie bardzo wiele z przysłowiowych poszukiwań igły w stogu siana.


Na każde zawody Grand Prix zespoły przywożą po kilkadziesiąt ton sprzętu. Trzy kompletne bolidy, dodatkowe silniki, skrzynie biegów oraz tysiące innych rzeczy, które mogą się przydać podczas wyścigowego weekendu. Europejskie eliminacje mistrzostw są o tyle wygodniejsze, że transport do kolejnych torów jest relatywnie tani i szybki. Po autostradach Starego Kontynentu porusza się wówczas karawana kolorowych ciężarówek wszystkich ekip. Przewożą one nie tylko części samochodów wyścigowych, ale też całe miasteczka rozstawiane później na paddocku toru - a w nich centrum dowodzenia, pokoje dla kierowców, kuchnie i jadłodajnie dla całego zespołu, czy też atrakcje dla odwiedzających gości.

Tor w Stambule położony jest już na stronie azjatyckiej, około 30 kilometrów za Bosforem. Dla zespołów mieszczących się np. na Wyspach Brytyjskich odległość, jaka muszą pokonać to ponad półtora tysiąca kilometrów, dwa razy więcej niż do innych obiektów, jak Monza, czy Budapeszt. Mimo to w Turcji podziwiać będzie można pełne zaplecze F1. Tym, co wyróżnia jednak to Grand Prix od europejskich eliminacji jest to, że zespoły nie wybierają się tam drogą lądową, a morską. Ciężarówki wszystkich ekip dojeżdżają najpierw do Triestu, by następnie przepłynąć z tego położonego nad Adriatykiem portu promem bezpośrednio do Turcji. Taka podróż jest bardziej opłacalna oraz bezpieczniejsza niż przejazd drogami Półwyspu Bałkańskiego. Pierwsza część sprzętu popłynęła do Stambułu od razu po Grand Prix Węgier w Budapeszcie.

Transport drogą morską wykorzystywany jest również podczas wszystkich pozostałych wyścigów rozgrywanych poza Europą. Oczywiście samolot jest szybszym środkiem transportu, ale również zdecydowanie droższym, z tego powodu używanym tylko w przypadku samochodów oraz części do nich. Podlegają one modyfikacjom praktycznie co wyścig, niemożliwe więc byłoby wysłanie ich miesiąc wcześniej. Co innego z wyposażeniem boksów i zaplecza - kable, generatory, czy też choćby stoły, krzesła i wyposażenie kuchni. Wypożyczanie ich na miejscu byłoby nieopłacalne, poza tym żywotność tych sprzętów wynosi nawet kilka sezonów. Ilość transkontynentalnych wypraw sprawia jednak, że każdy zespół posiada dwa, a nawet trzy zestawy takiego wyposażenia. I tak kontenery z wyposażeniem krążą po świecie - te z Australii lądują w Kanadzie, a z Malezji w Japonii.

Do transportu samochodów oraz wyposażenia do nich wykorzystuje się już jednak drogę powietrzną. Zespoły F1 korzystają ze specjalnego samolotu Formula One Managment, na pokładzie którego przewożone są nadwozia oraz inne podzespoły mechaniczne, a ponadto wyposażenie takie, jak komputery, laptopy czy też cały system komunikacyjny członków ekipy. W poniedziałkowy wieczór rozpoczyna się montowanie całego osprzętu przed wyścigiem, tak, by w środę wszystko było gotowe. A w niedzielę po wyścigu czas ruszać w drogę na następne zawody - praca zespołów F1 to nie 17 weekendów Grand Prix, a dziesięć spędzonych w nieustającej podróży miesięcy.

KOMENTARZE

7
robertb
23.08.2007 12:15
Do Paweła Renault jest juz na prospekcie zepsute!!! :D
Maraz
23.08.2007 09:38
Według obecnych przepisów nie można już mieć trzech kompletnych bolidów. Trzeci to sam monocoque z okablowaniem i podstawowymi podzespołami - nie jest od razu gotowy do jazdy. Tak czy inaczej każdy zespół ma trzy monocoque i jeśli dwa z nich ulegną uszkodzeniu, to wystartować będzie mógł tylko jeden kierowca.
rafaello85
23.08.2007 08:21
dboss... Zazwyczaj bolid jest odbudowywany, musiałby być poważnie uszkodzony żeby wymienić go na T-Car. Podczas treningów do GP Belgii 1999 obydwaj kierowcy stajni BAR ( Villeneuve & Zonta ) rozbili swoje bolidy, a do wyścigu wystartowali:) Zespoły mają mnóstwo częsci zamiennych, oprócz trzech złożonych bolidów tzn. 2 podstawowych i t-cara mają pewnie jeszcze co najmniej jeden w częściach.
Wrzatek
23.08.2007 07:02
Wydaje mi się że w Spa 1998 była taka sytuacja.
Bosman
23.08.2007 04:53
Ja w zeszłym roku wyprzedzałem w Niemczech konwój Maclarena w drodze na Hungaroring - fajny widok.
dboss
22.08.2007 09:01
Nasunęło mi się teraz jedno pytanie. Gdy kierowca rozbije bolid podczas treningów, czy kwalifikacji to dostaje bolid rezerwowy (który jest tylko jeden). A czy była taka sytuacja, że dwóch kierowców się rozbiło? Jeżeli tak to, co się wtedy stało? xD
Paweł
22.08.2007 04:15
Ojciec prowadzi firmę transportową, jadąc z nim autostradą w Niemczech mijaliśmy taką karawanę, oczywiście pomachałem dość żywiołowo "mojemu" teamowi :) - Renault, pokazując w dodatku ich koszulkę. Fakt, że też jechaliśmy Renault Magnum zrobił swoje i obie strony się ucieszyły ogromnie :):) Fajne wspomnienie!! Pozdrawiam.