Czy Hamilton może odejść z McLarena?
James Allen zastanawia się, jakie są na to szanse i gdzie może trafić aktualny mistrz świata
09.04.0913:03
6593wyświetlenia
Autor oryginalnego opracowania: James Allen, wtorek, 7 kwiecień 2009, jamesallenonf1.com
Na początek kilka słów od autora tłumaczenia: poniższy tekst jest wpisem na blogu, którego autorem jest James Allen, a więc typowy "insider" mający wejścia na padoku i często zdobywający wiedzę z pierwszej ręki. Podkreślam to, bo poniższy artykuł to jedynie jego domniemania, aczkolwiek dość ciekawe.
W ostatnich dniach w prasie pojawia się coraz więcej artykułów mówiących o rozdźwięku pomiędzy Lewisem Hamiltonem i zespołem McLaren, związanych z tzw. "liar-gate". Mówi się o tym, że kontakty między stronami stanęły na ostrzu noża. Zatem - czy do tego dojdzie? Czy Lewis opuści zespół, który go prowadził od najmłodszych lat? A jeśli tak, to gdzie znajdzie miejsce?
To jest jak powrót do przeszłości: w 2007 roku Lewis i jego ojciec Anthony byli w podobnej sytuacji, gdy zespół był obarczany oskarżeniami związanymi z aferą szpiegowską. Wówczas też zastanawiali się, czy przypadkiem nie zrezygnować z udziału w startach w Formule 1.
Pomimo tego, że Lewis (będąc wychowankiem zespołu) od lat był przygotowywany do startów w najważniejszej serii wyścigowej, to jednak niezwykle zacięta rywalizacja i skomplikowane układy polityczne w F1 zaczęły go przerastać. W krótkim czasie Hamilton przekonał się, że mimo tego, iż nie uczestniczył bezpośrednio w wydarzeniach związanych z aferą szpiegowską, to jednak będąc kierowcą tego zespołu także znalazł się na celowniku.
Z jednej strony jego wizerunek nie ucierpiał zbytnio z powodu tamtej sprawy (ponieważ Lewis nie uczestniczył w wymianie korespondencji pomiędzy Fernando Alonso i Pedro de la Rosą) i można przyjąć, że dane z Ferrari nie dotarły do niego. Z drugiej jednak strony, jeśli sobie przypomnimy, McLaren na pierwszym przesłuchaniu stwierdził, że skradzionymi informacjami dysponował jedynie Coughlan i nikt inny w zespole, ale w trakcie kolejnego przesłuchania na jaw wyszły wspomniane wyżej e-maile, które rzuciły inne światło na całą sytuację.
Schemat tego zachowania jest dokładnie taki, jak w przypadku przesłuchań po GP Australii - najpierw zaprzeczenie, a potem, po ujawnieniu nowych dowodów, czołganie się i przeprosiny. Te dwa zdarzenia zaważyły bezpośrednio na integralności McLarena i jego reputacji jako poważnej organizacji sportowej. Jak wspomniałem wcześniej - o ile pierwsza afera nie zaszkodziła specjalnie Hamiltonowi, o tyle druga trafiła go w samo serce.
Były takie momenty w sezonie 2007, a nawet bardziej w sezonie 2008, kiedy Lewis zbierał kary jedna po drugiej, a Anthony Hamilton powtarzał, że rozważa wycofanie się syna z F1. Jednakże rosnąca ambicja zostania mistrzem świata podtrzymywała determinację do działania. Wiele z kar było zasługą samego Hamiltona i jego bezkompromisowego podejścia, jednak fakt, że jest on kierowcą McLarena zdawał się pogarszać sprawę. W tej chwili Hamiltonowie zadają sobie nie tylko pytanie, czy zostać w McLarenie, ale również jak to możliwe, że Massa w Ferrari czy Kubica w BMW nie są nieustannie zaangażowani w spory polityczne?
GP Malezji było dla Hamiltona tym, czym dla Schumachera rok 1994 i oskarżenia pod adresem Benettona za nielegalny system kontroli startu, przerobiony filtr wlewu paliwa, a także pod adresem samego kierowcy za zignorowanie czarnej flagi na Silverstone. Niemiec ze swoim menedżerem podjęli w lecie 1995 roku decyzję o przeniesieniu się z "napiętnowanego" Benettona do Ferrari. Podobnie może myśleć Hamilton - wydaje się, że zostało powszechnie zaakceptowane jego tłumaczenie, iż "kazano mu" wprowadzić sędziów w błąd, a więc czy powinien zmienić zespół, aby uchronić swoją reputację przed dalszym uszczerbkiem?
Poza tym kolejnym argumentem przemawiającym za podjęciem jakichś działań jest ogólna forma, w której w tej chwili znajduje się zespół. Samochód jest wolny, co wprawdzie nie jest końcem świata, ale afera "liar-gate" i prawdopodobieństwo obciążenia McLarena jakąś karą może im znacząco utrudnić powrót do dobrej formy. Dla zespołu odejście Hamiltona byłoby końcem świata, dla niego - uchronieniem przed dalszymi "strzałami w stopę". Gdzie więc powinien się przenieść?
Pierwsze na liście jest Ferrari, ale tam już czeka na Hamiltona jego życiowe przekleństwo - Fernando Alonso - który ponoć ma już uzgodniony kontrakt na starty od 2011 roku, z opcją wcześniejszego zatrudnienia od roku 2010 w razie słabych wyników Kimiego. BMW? Tam również będzie trudno, bo po pierwsze oni już mają Roberta Kubicę, a po drugie - mogą nie chcieć Hamiltona (ponieważ polityka zespołu jest taka, by nie wydawać zbyt dużo pieniędzy na kierowców). Brawn? Teraz mają najszybszy samochód, który króluje w stawce dzięki odpuszczeniu sobie poprzedniego sezonu; ale w kolejnym sezonie nie będzie im tak łatwo, bowiem inne zespoły ich dogonią. Z drugiej jednak strony, jeśli zostanie wprowadzone ograniczenie budżetów zespołów do 30 milionów funtów, to małe zespoły takie jak Brawn na tym zyskają.
Najciekawsze jest chyba to, że pierwszą osobą, do której Hamilton zgłosił się po wyjściu na jaw kłamstwa wobec sędziów był Max Mosley. Wygląda na to, że Lewis odrobił lekcję Schumachera i wie, że najlepiej trzymać się tych, którzy ustalają reguły. W tej kwestii również Brawn GP wygląda interesująco, ponieważ jest to zespół stanowiący wzorzec dla wizji Mosleya - dobrze zarządzany, tani, dobry zespół F1 z klienckimi silnikami. Równie świeży na tle reszty stawki, jak Ferrari w roku 1996.
Przejście Hamiltona do Brawn GP byłoby również atrakcyjne ze względów komercyjnych (podobnie jak przejście Schumachera do Ferrari). Brawn mówi, że szukają silnych partnerów, z którymi razem będą mogli budować przyszłość. Nie mówił jednak, że tymi silnymi partnerami nie mogliby być kierowcy...
Na początek kilka słów od autora tłumaczenia: poniższy tekst jest wpisem na blogu, którego autorem jest James Allen, a więc typowy "insider" mający wejścia na padoku i często zdobywający wiedzę z pierwszej ręki. Podkreślam to, bo poniższy artykuł to jedynie jego domniemania, aczkolwiek dość ciekawe.
W ostatnich dniach w prasie pojawia się coraz więcej artykułów mówiących o rozdźwięku pomiędzy Lewisem Hamiltonem i zespołem McLaren, związanych z tzw. "liar-gate". Mówi się o tym, że kontakty między stronami stanęły na ostrzu noża. Zatem - czy do tego dojdzie? Czy Lewis opuści zespół, który go prowadził od najmłodszych lat? A jeśli tak, to gdzie znajdzie miejsce?
To jest jak powrót do przeszłości: w 2007 roku Lewis i jego ojciec Anthony byli w podobnej sytuacji, gdy zespół był obarczany oskarżeniami związanymi z aferą szpiegowską. Wówczas też zastanawiali się, czy przypadkiem nie zrezygnować z udziału w startach w Formule 1.
Pomimo tego, że Lewis (będąc wychowankiem zespołu) od lat był przygotowywany do startów w najważniejszej serii wyścigowej, to jednak niezwykle zacięta rywalizacja i skomplikowane układy polityczne w F1 zaczęły go przerastać. W krótkim czasie Hamilton przekonał się, że mimo tego, iż nie uczestniczył bezpośrednio w wydarzeniach związanych z aferą szpiegowską, to jednak będąc kierowcą tego zespołu także znalazł się na celowniku.
Z jednej strony jego wizerunek nie ucierpiał zbytnio z powodu tamtej sprawy (ponieważ Lewis nie uczestniczył w wymianie korespondencji pomiędzy Fernando Alonso i Pedro de la Rosą) i można przyjąć, że dane z Ferrari nie dotarły do niego. Z drugiej jednak strony, jeśli sobie przypomnimy, McLaren na pierwszym przesłuchaniu stwierdził, że skradzionymi informacjami dysponował jedynie Coughlan i nikt inny w zespole, ale w trakcie kolejnego przesłuchania na jaw wyszły wspomniane wyżej e-maile, które rzuciły inne światło na całą sytuację.
Schemat tego zachowania jest dokładnie taki, jak w przypadku przesłuchań po GP Australii - najpierw zaprzeczenie, a potem, po ujawnieniu nowych dowodów, czołganie się i przeprosiny. Te dwa zdarzenia zaważyły bezpośrednio na integralności McLarena i jego reputacji jako poważnej organizacji sportowej. Jak wspomniałem wcześniej - o ile pierwsza afera nie zaszkodziła specjalnie Hamiltonowi, o tyle druga trafiła go w samo serce.
Były takie momenty w sezonie 2007, a nawet bardziej w sezonie 2008, kiedy Lewis zbierał kary jedna po drugiej, a Anthony Hamilton powtarzał, że rozważa wycofanie się syna z F1. Jednakże rosnąca ambicja zostania mistrzem świata podtrzymywała determinację do działania. Wiele z kar było zasługą samego Hamiltona i jego bezkompromisowego podejścia, jednak fakt, że jest on kierowcą McLarena zdawał się pogarszać sprawę. W tej chwili Hamiltonowie zadają sobie nie tylko pytanie, czy zostać w McLarenie, ale również jak to możliwe, że Massa w Ferrari czy Kubica w BMW nie są nieustannie zaangażowani w spory polityczne?
GP Malezji było dla Hamiltona tym, czym dla Schumachera rok 1994 i oskarżenia pod adresem Benettona za nielegalny system kontroli startu, przerobiony filtr wlewu paliwa, a także pod adresem samego kierowcy za zignorowanie czarnej flagi na Silverstone. Niemiec ze swoim menedżerem podjęli w lecie 1995 roku decyzję o przeniesieniu się z "napiętnowanego" Benettona do Ferrari. Podobnie może myśleć Hamilton - wydaje się, że zostało powszechnie zaakceptowane jego tłumaczenie, iż "kazano mu" wprowadzić sędziów w błąd, a więc czy powinien zmienić zespół, aby uchronić swoją reputację przed dalszym uszczerbkiem?
Poza tym kolejnym argumentem przemawiającym za podjęciem jakichś działań jest ogólna forma, w której w tej chwili znajduje się zespół. Samochód jest wolny, co wprawdzie nie jest końcem świata, ale afera "liar-gate" i prawdopodobieństwo obciążenia McLarena jakąś karą może im znacząco utrudnić powrót do dobrej formy. Dla zespołu odejście Hamiltona byłoby końcem świata, dla niego - uchronieniem przed dalszymi "strzałami w stopę". Gdzie więc powinien się przenieść?
Pierwsze na liście jest Ferrari, ale tam już czeka na Hamiltona jego życiowe przekleństwo - Fernando Alonso - który ponoć ma już uzgodniony kontrakt na starty od 2011 roku, z opcją wcześniejszego zatrudnienia od roku 2010 w razie słabych wyników Kimiego. BMW? Tam również będzie trudno, bo po pierwsze oni już mają Roberta Kubicę, a po drugie - mogą nie chcieć Hamiltona (ponieważ polityka zespołu jest taka, by nie wydawać zbyt dużo pieniędzy na kierowców). Brawn? Teraz mają najszybszy samochód, który króluje w stawce dzięki odpuszczeniu sobie poprzedniego sezonu; ale w kolejnym sezonie nie będzie im tak łatwo, bowiem inne zespoły ich dogonią. Z drugiej jednak strony, jeśli zostanie wprowadzone ograniczenie budżetów zespołów do 30 milionów funtów, to małe zespoły takie jak Brawn na tym zyskają.
Najciekawsze jest chyba to, że pierwszą osobą, do której Hamilton zgłosił się po wyjściu na jaw kłamstwa wobec sędziów był Max Mosley. Wygląda na to, że Lewis odrobił lekcję Schumachera i wie, że najlepiej trzymać się tych, którzy ustalają reguły. W tej kwestii również Brawn GP wygląda interesująco, ponieważ jest to zespół stanowiący wzorzec dla wizji Mosleya - dobrze zarządzany, tani, dobry zespół F1 z klienckimi silnikami. Równie świeży na tle reszty stawki, jak Ferrari w roku 1996.
Przejście Hamiltona do Brawn GP byłoby również atrakcyjne ze względów komercyjnych (podobnie jak przejście Schumachera do Ferrari). Brawn mówi, że szukają silnych partnerów, z którymi razem będą mogli budować przyszłość. Nie mówił jednak, że tymi silnymi partnerami nie mogliby być kierowcy...
KOMENTARZE