Brawn: Powrót do stosowania płetw rekina jest frustrujący
Brytyjczyk przypomniał, że w 2012 roku zespoły same sprzeciwiały się wprowadzeniu tego rozwiązania.
19.03.1716:07
2386wyświetlenia
Ross Brawn uważa, że opór zespołów Formuły 1 przez wprowadzeniem zakazu stosowania tak zwanych płetw rekina jest szczególnie frustrujący w kontekście wydarzeń z 2012 roku.
Kilka lat temu prezes Międzynarodowej Federacji Samochodowej - Jean Todt, starał się wymóc na teamach umieszczanie na "płetwach rekina" numerów startowych kierowców. Wtedy pomysł ten nie zyskał akceptacji zespołów, które po testach rozwiązania nie były zadowolone z wyglądu bolidów.
Jednym z głównych założeń towarzyszących nowym przepisom, było sprawienie, że bolidy będą wyglądać lepiej. Osiągnęliśmy ten cel tylko połowicznie, bo zespoły stosują te wszystkie dziwadła: płetwy rekina, t-wingi i więcej owiewek w okolicach deflektorów. W porządku, to zrozumiałe przy nowych przepisach, ale w ich kolejnej wersji musimy się tego pozbyć, nawet jeśli problemem jest wyłącznie estetyka- powiedział Brawn w rozmowie z portalem motorsport.com.
Frustrujące jest to, że swego czasu Jean Todt pragnął by zespoły umieszczały na bocznych powierzchniach bolidu numery kierowców. Chodziło o to, aby fani na trybunach mogli łatwo rozpoznać kierowcę, którego akurat widzą na torze. Nie każdy kibic ma wystarczająco wiedzę, by rozpoznać kierowcę po kasku czy tego typu rzeczach. Wpadliśmy na pomysł, aby wykorzystywać do tego celu płetwę rekina, bo była ona łatwym dodatkiem do konstrukcji bolidu i mieścił się na niej duży numer. Wtedy jednak połowa zespołów powiedziała, że nie zgadza się na wprowadzanie tego rozwiązania do bolidów, że prezentuje się ono koszmarnie. Przetestowaliśmy to. Mieliśmy nawet fotografów, wszystko. Każdy powiedział, że to okropne i że tego nie chce- wyjaśniał Brytyjczyk.
Brawn, nowy dyrektor zarządzający do spraw sportowych F1, przyznaje, że osiągnięcie pełnej współpracy zespołów dla dobra sportu może okazać się trudnym wyzwaniem.
Nie ma magicznego przełącznika. Trzeba mieć nadzieję, że ludzie rozumieją, iż działamy w interesie sportu. Nie bądźmy naiwni, Liberty Media chce zarabiać na F1. Nie są tu charytatywnie. Uważają tylko, że z kolejnymi inwestycjami i czasem sport może być dużo lepszy, dużo większy. To inna filozofia. Chcą budować biznes. Jeśli spojrzycie na ich historię, bardzo często byli właścicielami różnych biznesów przez naprawdę długi czas.
Wprowadzili zespół zarządzający, wspierają go i dają mu możliwość dokonywania wzrostu dzięki wewnętrznym lub zewnętrznym inwestycjom. Mam nadzieję, że ludzie uświadomią sobie, że naszym celem jest wyłącznie poprawa Formuły 1. Nie mamy innych motywów. Tak długo, jak nie wpadniemy w pułapkę podejmowania prób deformowania rywalizacji, tylko dlatego, że ktoś odnosi sukcesy - a nigdy nie chciałbym tego robić - ludzie nie powinni mieć wątpliwości co do naszych motywów. Mogą się nie zgadzać z tym, co chcemy zrobić, ale na pewno nie powinni kwestionować naszych motywów. Chcemy, by Formuła 1 odnosiła jeszcze większe sukcesy, by zapewniała jeszcze lepszą rozrywkę, by była bardziej popularna, by osiągnęła jeszcze większy sukces komercyjny. Te cele idą ze sobą ręka w rękę.
KOMENTARZE