Wyścig obejrzałem, rymem opisałem: Włochy 2010
"To święto narodowe co trwa tydzień cały i nie ma wcale znaczenia, duży Włoch czy też mały"
14.09.1019:51
9966wyświetlenia
Włochy 12.09.2010
Kto myślał o Monzy - weekend wyścigowy
niechaj zapomni o tym, wymaże to sobie z głowy,
to święto narodowe co trwa tydzień cały
i nie ma wcale znaczenia, duży Włoch czy też mały.
Babcia, co tak na oko już ósmy krzyżyk nosi
i dzieciak co na rękach o picie ciągle prosi,
przez cały rok czekają właśnie tej niedzieli
by włożyć ciuchy Ferrari, to co tylko mieli.
Telewizja od rana huczy a radio ciągle gada,
bo przecież już niedługo na torze kierowców parada,
na rynku w Monzy na żywo gorące F1 rozmowy
i miłość do Ferrari zebranym wkładają do głowy.
A jeśli stoisz daleko i widzisz nazbyt mało,
wejdź do byle kafejki w TV to wszak oglądają
to czym dziś żyją Włosi, co dziś jest tu najważniejsze,
oni tylko w to wierzą, Ferrari musi być pierwsze.
Szał ogólny i raban, rzec można, że „but” zwariował
autodrom w tym okresie wszystkich tam zaczarował.
Nie opisze się tego żadnymi znanymi słowami,
mam jedną radę tu dla Was - musicie zobaczyć to sami.
Króciutko wspomnę o czwartku i naszej wizycie w padoku,
tłum jest przy boksach czerwonych, zapewne tak jak co roku,
za to co do frekwencji zajął pozycję drugą
boks, co jest żółto-czarny i Kubek co naszą chlubą.
Pietrow był trochę speszony tym, co się działo w koło
wyszedł do nas na chwilę lecz minę miał dość niewesołą,
Jenson witany brawami odmiennie niż znany nam Lewis,
gwizdy były tak głośne, że speaker nie mógł się przebić.
Zaś jeszcze głośniej gwizdano podczas kierowców parady,
kiedy to na platformie przeprowadzano wywiady.
Ale nie tylko Jemu spisano sportowy testament,
krzyczano „Michał daj spokój” albo też „Senna amen”.
I jest to dość zrozumiałe zważywszy na miejsce wyścigu,
Lewis jest znienawidzony, Fernando obiektem podziwu.
Po autografach, sielance, spacerze w pełnym słońcu
przyszła pora na piątek i na robotę kierowców.
Pierwszy trening mnie cieszył z racji Roberta pozycji,
po drugim już zmarkotniałem bo wynik już nie był tak śliczny.
0,9 sekundy to strata tu nazbyt duża
więc radość umknęła z głowy i człowiek znowu się wkurza.
Choć trening mówi niewiele, lecz kto chce to łatwo przeczyta
czy na ten konkretny wyścig jest forma należyta.
A trzeci w poranną sobotę już zasiał mi wątpliwości
czułem, że Robert tym razem wysoko nie zagości.
I stało się jak myślałem, dziewiąty w Q części trzeciej,
chociaż od Michaeala wypadł tu dużo lepiej,
Robert ten Qual zawalił, sądzę na własne życzenie,
przerwał zupełnie dobre i szybkie okrążenie.
Ferki zrobiły porządek z chłopcami spod znaku Red Bulla
dwaj w pierwszej trójce w tym miejscu, lepsze niż ze złota góra
Jenson przedzielił ich obu by szczęście już w pełni było
Fredek na ustach miejscowych pieszczony, że słuchać miło.
Szaleli do późnej nocy, a trzeba im przyznać niezbicie
najmniejszy sukces ich cieszy, który podsuwa im życie,
i po tych kwalifikacjach już doskonale wiedzieli
kto będzie ich bohaterem na torze najbliższej niedzieli.
Natomiast ja czułem zawód, liczyłem na dużo wyżej
na pewno z Polski kibice chcieli Go mieć sporo bliżej.
bliżej było ich tu niemało co słychać było na torze
lecz choćby i doping najlepszy tutaj Mu nie pomoże.
Wzbudza ten chłopak sympatię, czego swój wyraz dawali
nawet najtwardsi kibice, kibice spod znaku Ferrari,
gdy na koszulce mojej czytali Robert Kubica
kciuk wnet wędrował do góry, ten gościu ich nawet zachwyca.
A jest to szczera sympatia i niczym niewymuszona
Widać po minach tych ludzi, że w pełni zasłużona.
Nie ponad miłość pierwszą, ale druga na pewno
Gwiazdy z innych zespołów przy Kubku tutaj bledną.
Niedziela, pięknie, słonecznie o deszczu nie ma mowy,
dlatego start fartowny wybijam sobie z głowy,
ale zostaje wciąż szansa na pierwszym zakręcie po starcie
mówię do brata „tu skoczy” On tu do jazdy ma parcie.
Lecz najpierw prezentacja kierowców i Robert pierwszy gada,
za co od wszystkich na torze dostaje gromkie brawa,
przyszła i kolej Lewisa, co mówił nie mam pojęcia,
autodrom ryczał i gwizdał na widok tego młodzieńca.
Michał był ciepło przyjęty i Rubens weteran ścigania
natomiast na temat Sebka na torze były dwa zdania,
nie muszę dużo pisać co się wokoło działo
kiedy do mikrofonu Ferrari się dostało.
Start Jenson miał idealny, ograł Fernando szybciutko,
więc radość wśród Ferraristów trwała wybitnie krótko,
lecz cisnął „Guzika” bez przerwy i było to dobrze widać,
aż od pewnego momentu zaczął wyraźnie się zbliżać.
Marek ponownie zawodzi, kolejny start zawalił,
a przecież gdy był na platformie i bolid i zespół chwalił,
do tego kolejną przyczyną zebranej na torze gawiedzi,
Lewis gdy traci koło i na poboczu już siedzi.
Gromkie brawa i trąbki żegnają Lewisa w wyścigu,
ze złości nawet nie czekał na podstawienie dźwigu,
ależ tego chłopaka na Monzy kibice nie trawią,
oni Jego porażką po prostu świetnie się bawią.
Dzięki tym różnym przypadkom Robert piąty w kolejce,
pozostało Rosberga nękać i wywierać presję,
ale niestety to proste nie było tutaj wcale
Nicko jechał ten wyścig po prostu doskonale.
Na trzecim Filip pojechał, utrzymał swe miejsce po starcie,
starał się tak jak potrafił, gonił Fernando uparcie,
i wyścig się prawie ułożył, na torze był względny spokój
do czasu aż się zaczęły ich zjazdy do pit stopów.
To, co zrobili w Reni powodem szału mojego
czy też nie można ciut szybciej wziąć pistoletu drugiego ?
w czwartek ćwiczyli te zmiany już chyba do znudzenia
a pit stop im wypadł fatalnie, przepadły już wszystkie złudzenia.
Alonso był coraz szybszy na zmianę zjechał do boksu,
oni zrobili swoje migiem co dało Mu pierwsze po prostu
ograł Buttona w ten sposób i wyścig do końca leci,
Fernando, Jenson na drugim i Filip jako trzeci.
Mądrze zagrali Red Bulle na maxa Sebka trzymali,
zjechał w ostatniej chwili i czwarte utrzymali,
Robert niestety na ósmym zakończył swoje zawody,
o dzięki Wam mechanicy, plujcie se teraz w brody.
Czas zwłoki zabierać z toru, nie powiem z niesmakiem dużym,
ale za nic na świecie nie będę, żałować tak długiej podróży,
jeszcze dziewczyny z Red Bulla dały coś wypić zimnego
i trzeba pakować manatki i wracać do kraju swojego.
Wieczorem jeszcze w RAI-u program z ich bohaterem
w tak miły dla siebie sposób skończyli Włosi niedzielę,
nie wiem czy to przypadek ale gdzieś koło dziesiątej
z nocy na niebie dzień stał się, strzeliło ogni tysiące.
Kwadrans trwał spektakl ogniowy, pokaz mym oczom dogodził,
Jarre w Gdańsku takich nie miał, widok porażkę ciut słodził.
Na finał do pieca włożyli na full tak piękne flary,
huk nam bebechy rozwalał do ziemi opadły kopary.
Tak się zakończył mój pobyt, na torze, co słynie z prędkości,
wrażenia niezapomniane chociaż sam wynik mnie złości,
ale polecam serdecznie, by wchłonąć tą atmosferę
bo nigdy się nie da zapomnieć to co się działo w niedzielę.
P.S.
Przed nami nocne ściganie i miejsce kaźni Flaviusza,
On się na Monzy pokazał, ten temat Go wcale nie wzrusza,
nie będę wcale zdziwiony gdy może w następnym roku
Flavio już oficjalnie stanie przy teamie w padoku.
Singapur typowa ulica, więc może Robert tym razem,
że umie po wąskim się ścigać wszystkim kibicom pokaże,
byle mu bolid tam służył i mechanicy nie spali
jak wszystko uda się zegrać to myślę, że nie zawali.
Goodbye Europo w tym roku, od dziś Azja i reszta świata,
ściganie tu wolałbym więcej, bolesna jest każda strata,
jakoś nie bardzo wierzę w pasję tych ludzi ze wschodu,
Bernie czy wciąż masz za mało ? Nie sprawiaj nam wszystkim zawodu.
Trzeba postawić cel nowy na sezon dwa jedenaście,
jeżeli zdrowie pozwoli, nawiedzę w Anglii lwa paszczę
i dla odmiany posłuchać jak jest witane Ferrari,
bo tutaj na Monzie Lewisa wraz Mackiem nie oszczędzali.
KOMENTARZE