Kolejny organizator GP w tarapatach finansowych

Tym razem pod znakiem zapytania znalazł się przyszłoroczny wyścig na torze Hockenheim
27.12.0520:43
Marek Roczniak
2759wyświetlenia
Z ostatnich doniesień wynika, iż kolejnym po Grand Prix Belgii wyścigiem, którego przyszłość jest zagrożona ze względu na poważne kłopoty finansowe organizatora, jest Grand Prix Niemiec. Odpowiedzialna za organizację wyścigu na torze Hockenheim firma Ernst + Young zanotowała spore straty w 2005 roku i jakby tego było mało bilety na przyszłoroczną Grand Prix Niemiec nie sprzedają się zbyt dobrze. Jeśli wkrótce nie uda się znaleźć wyjścia z obecnej sytuacji, z nadejściem kwietnia 2006 roku firma ta będzie musiała ogłosić swoją upadłość.

Sięgający blisko 30 mln Euro dług wobec samych tylko banków (kolejne blisko 20 mln Euro firma Ernst + Young winna jest podobno regionalnym władzom) to wynik kilku czynników. Wśród nich wymienić można przerwanie dominacji Michaela Schumachera (niemieccy fani nie chcą już płacić po 300 Euro za bilet, aby móc zobaczyć swojego faworyta), coraz większe żądania finansowe administracji Formuły 1, czy wreszcie przeprowadzoną w 2002 roku modernizację toru Hockenheim, która miała spowodować zwiększenie zysków.

Sytuację ratuje trochę oddanie w leasing trybun koncernowi Mercedes-Benz. Gdyby nie zawarta aż na 10 lat umowa, szacowana na 25 mln Euro, rezerwy organizatora wyścigu uległyby zapewne wyczerpaniu już w lutym w 2006 roku. Dwa miesiące zwłoki nie uratują jednak wyścigu i dlatego konieczna jest szybka pomoc.

Jakiś czas temu swoją upadłość ogłosił organizator Grand Prix Belgii i do tej pory nie wiadomo, czy wyścig ten odbędzie się w przyszłym roku. Ponadto zagrożony jest także wyścig na torze Monza, jednak w tym przypadku nie chodzi o kłopoty finansowe organizatora, a o zbyt duży hałas, który nagle zaczął przeszkadzać pobliskim mieszkańcom, mimo iż sprowadzili się oni tutaj już po wybudowaniu toru.

Źródło: pitpass.com

KOMENTARZE

10
nickolas
30.12.2005 05:30
tylko dlaczego 200 euro zabiera ten mały szarak Bernie
m.j.m
28.12.2005 10:50
Dla mnie 300 Euro to dużo, ale jak pisze mój poprzednik jak w wyścigu miałbym zobaczyć Roberta to płacę i jestem szczęśliwy!!!
Klyta Mirek
28.12.2005 02:17
Jak Robercik pojedzie w wyścigu to zapłacę 300 euro z uśmiechem na ustach .
Nelson Piquet
28.12.2005 09:39
zgadzam się Zombie ,Bernie traktuje wszystkich równo a nawet Azja płaci więcej. Europejczykom chyba nie chce się już rozkręcać. te nowe tory takie jakieś, zamiast oceanu betonu wolał bym położyć się na łące koło kwiatków na jakimś wzgórzu na spa/nurburgring albo pospacerować sobie wokół toru niż siedzieć na miejscu z numerem 500m od toru.
Zombie
27.12.2005 10:43
To po prostu kolejny sygnał, że Europa słabnie w stosunku do Azji. Stopniowo stajemy się zadufanym w swoją wyższość zaściankiem. Podobnie skończyła Rzeczpospolita szlachecka. Od dawna wszystkie produkty które kupuję pochodzą z Azji, głównie z Chin.
roomcajs
27.12.2005 09:40
jak dla mnie to moze te tory robia sie ludziom nunde, no nie powiem nic o gp belgii, ale teraz wyszlo tyle nowych torow bardzo nowoczesnych i w ogole, bahrain, chiny, turcja to te stare sa wypychane, tak mi sie wydaje
SirKamil
27.12.2005 09:13
300 Euro za bilet.... na nasze warunki to średnia krajowa pensja. Oczywiście dla Niemców to mniej ale i tak bardzo dużo... za dużo:( A to w sumie najbliższy nam wyścig.
Maraz
27.12.2005 09:00
Oczywiście można powiedzieć, że to wszystko wina Ecclestone'a, ale mnie dziwi najbardziej to, że organizatorzy podpisują wieloletnie kontrakty, wiedząc doskonale w jak ryzykowny interes się wplątują. Organizator GP Belgii podpisał duży kontrakt w 2004 i od razu popadł w długi - myśleli, że "jakoś może się uda"? A tymczasem krajów czekających na GP jest co najmniej kilka i nie ma się co dziwić, że Bernie winduje ceny. Moja opinia: nie stać Cię na GP, to się w to nie pchaj. W Niemczech mają aż dwa GP i to jest pewnie połowa problemu...
Adriannn
27.12.2005 08:35
Moim zdaniem coraz więcej będzie bankrutować organizatorów wyścigów F1
W
27.12.2005 07:59
"coraz większe żądania finansowe administracji Formuły 1" To też nie Bernie...?