Foto podsumowanie sezonu 2012 Formuły 1 - część 2
Druga część przypomnienia zeszłorocznej rywalizacji
30.01.1318:33
3655wyświetlenia
Dziś pora na drugą część fotoprzypomnienia tego, co działo się w sezonie 2012. Rzucimy okiem na Grosjeana, który widowiskowo wrócił z wakacji, wzloty i upadki Red Bulla, walczące do końca Ferrari oraz trzymające klucz do widowiskowości wyścigów Pirelli. Obyśmy po sezonie 2013 też mogli przypominać sobie sporo niespodziewanego.
Link do części 1
Na początek trzęsienie ziemi...
Wszyscy chcieli zacząć powakacyjną rywalizację mocnym akcentem, jednak Romain Grosjean odrobinę z tym przesadził. Niewinna (z początku) kolizja z Hamiltonem podczas startu do GP Belgii przerodziła się w karambol, który jeszcze długo zapamiętamy. Po kontakcie pomiędzy bolidami Lotusa i McLarena, Francuz wjechał w tył samochodu Pereza, tam go podbiło, dzięki czemu Alonso miał okazję przyjrzeć się bolidowi rywala z dużo bliższej perspektywy niż zwykle. Na szczęście nikomu nic się nie stało, jednak sędziom bardzo nie spodobała się ta sytuacja. Mając w pamięci kilka innych przewinień, postanowili ukarać Grosjeana wykluczeniem z jednego wyścigu.
... potem budowanie napięcia
Kraksa mocno wpłynęła na sytuację w mistrzostwach. Problemy lidera klasyfikacji oraz Lewisa Hamiltona postanowili wykorzystać Button, Vettel i Raikkonen. Anglik i Fin po prostu mieli szczęście, a Vettel na spokojnie ominął całe zamieszanie, gdyż po słabych kwalifikacjach startował z 10 pozycji. Przewaga Alonso w klasyfikacji stopniałą z 40 do 24 punktów, co na pewno dawało nadzieję jego rywalom. Hiszpan póki co, nie miał jednak zbyt dużych powodów do obaw. Przynajmniej nie w Europie.
Czy leci z nami pilot?
Kolejne zdjęcie Vettela, który zamiast na torze jest w pit lane. Wszystko znów przez chłopaków z Viry, a konkretnie przez alternator, który zdecydowanie nie chciał pracować na włoskiej ziemi. Jedna awaria w treningach, później druga w wyścigu i kolejna strata punktów. Grand Prix na Monzy ogólnie było katastrofą dla Red Bulla, gdyż Mark Webber też nie zobaczył flagi w szachownicę. Taki przebieg wydarzeń oczywiście był na rękę Alonso - co prawda Hiszpan był dopiero trzeci, za Hamiltonem i Perezem, jednak kolejna zmiana zwycięzcy tylko poprawiła jego sytuację w mistrzostwach. Co ciekawe, czwarty był Felipe Massa, który w końcu zaczął się odnajdywać po katastrofalnej pierwszej połowie sezonu.
Nie tylko F1
Królowa sportów motorowych wszystkich elektryzowała, jednak podczas GP Włoch cały świat wyścigowy zerkał 100 kilometrów na zachód, gdzie po półtora roku przerwy Robert Kubica wracał do ścigania. Polak, mimo widocznych kontuzji pozostawionych przed dramatyczny wypadek, bez problemów poradził sobie z lokalnym rajdem i jasno dał do zrozumienia, że jego kariera w sportach motorowych nie została jeszcze zakończona.
Potencjał jest, brakuje wykończenia
McLaren przez cały sezon był bardzo szybki, jednak jego wyniki były tak nierówne, jak brzeg oderwanej z zeszytu kartki. Na początku roku były problemy z postojami, a Jenson Button nie umiał dogadać się z nowymi oponami. Kiedy rozpoczęliśmy wakacje zdawało się, że wszystko w Woking zaczęło się układać - zwycięstwa na Węgrzech, w Belgii i we Włoszech - jednak na Monzy awaria wyeliminowała Buttona i pozbawiła zespołu praktycznie pewnego dubletu. W Singapurze z powodu kolejnej awarii Hamilton stracił zwycięstwo. Co prawda, na osłodę, drugi McLaren znalazł się na podium, jednak przez to obaj kierowcy byli coraz bardziej wykluczani z walki o tytuł, a to nie był jeszcze koniec problemów.
Imperium kontratakuje... skutecznie
Takiej okazji, jak awaria liderującego Hamiltona, Vettel po prostu nie mógł przegapić i wygrał Grand Prix Singapuru. Tym razem nie był to jednak jednorazowy wyskok, jak wcześniej w tym sezonie, a stały trend. W Japonii Red Bull jeszcze nie dominował, jednak Niemiec i tak prowadził od startu do mety. W Korei i Indiach Byki prawie powróciły już do formy znanej z sezonu 2011 i zgarniały pierwszy rząd w kwalifikacjach oraz doprowadzały oba samochody na podium. Co prawda na Buddh Alonso wbił się na drugie miejsce, jednak Webber miał awarię KERS, a do Vettela Hiszpan i tak nie mógł się zbliżyć. Do Emiratów Bicampeon jechał z 13 punktową stratą w generalce i sytuacja nie wyglądała dla niego zbyt dobrze.
Przedwczesny triumf
GP Singapuru okazało się również bardzo dobre dla ekipy Marussia. Timo Glock idealnie poskładał cały wyścig, przez co minął linię mety jako dwunasty. Pozycja ta dawała jego zespołowi "tytuł najlepszego z nowych" i wiele osób myślało, że kwestia rozstrzygnięć w tej części stawki jest już zakończona, gdyż nowi nie dysponowali tempem na podjęcie realnej walki choćby z Toro Rosso. F1 jak zwykle spłata wszystkim figla, a 10 miejsce ostatecznie rozstrzygnęło się równie emocjonująco, co walka o tytuł.
McLaren ogłasza emeryturę Schumachera
Po Singapurze dowiedzieliśmy się, że Schumacher odchodzi na emeryturę, jednak niestety to stwierdzenie nie padło z ust Niemca, a działu prasowego McLarena. Od dawna nasilały się plotki, że Lewis Hamilton przeniesie się z Woking do Stuttgartu, aby zasilić szeregi Mercedesa. Steve z PRu brytyjskiej ekipy postanowił jednak wyprzedzić Niemców i kilka godzin przez ogłoszeniem transferu Hamiltona zapowiedziano Pereza w McLarenie. Wtedy stało się jasne, że Mercedes, który miał czekać na decyzję Michaela, nie będzie miał dla niego miejsca. Mówiło się, że być może Schumacher może przejdzie do Saubera, jednak ostatecznie na Suzuce Niemiec zwołał konferencje prasową i poinformował o swojej drugiej emeryturze. Na wszystkich w końcu przychodzi pora, jednak szkoda trochę, że Najbardziej Utytułowanemu w sumie kazano stanąć z boku i patrzeć jak inni za niego decydują...
小林 可夢偉
Na Suzuce trochę powiało nudą, zwłaszcza, że Vettel odjechał i tyle go widziano. Sypnęło jednak kilkoma niespodziankami na dalszych miejscach. Massa odrodził się jak feniks z popiołów, kiedy drugim miejscem odebrał trochę punktów rywalom Alonso, który zakończył wyścig w żwirze. Standardowego "kopa" na swoim terenie dostał Kamui Kobayashi, który wywalczył swoje pierwsze podium w F1. Później okazało się, że być może i ostatnie - w Sauberze zabrakło dla niego miejsca i nawet prośba do fanów o zrzutkę na miejsce w innym zespole nie pomogła. Co prawda Kamui deklaruje, że wróci w sezonie 2014, jednak nie wiadomo jak wtedy będzie wyglądać sytuacja na rynku.
Oppa F1 Style
Yeongam znów nie urzekło. Na torze walki jak na lekarstwo, jednak kilka manewrów wyprzedzania było interesujących. Ferrari dalej broniło się jak mogło, a McLaren wciąż był zagubiony jak dziecko we mgle (w dodatku w samym środku lasu). Co prawda Buttonowi najpierw pomógł jego nowy partner, a dokończył Kobayashi, jednak Hamilton miał problemy z tempem i uciułał podczas tego wyścigu tylko jeden punkcik. Red Bullowi w wygranej pomogły pewnie wcześniejsze lekcje jazdy na niewidzialnym koniu. Chłopak od miliarda wyświetleń na YouTube wykorzystał swoją popularność i pojawił się na swoim domowym GP. Ciekawe czy mu się podobało...?
Nie takie Pirelli straszne, jak je malują
Dobrze, że w Indiach były Grid Girls, bo praktycznie tylko na nich można było oko zawiesić. Zespoły przejrzały na wylot nowe opony, co w połączeniu z dość asekuracyjnym doborem mieszanek sprawiło, że mieliśmy jeden pit stop, walkę strategiczną i czekanie na czyjś błąd. Nawet podwójna strefa DRS zbyt wiele tutaj nie dała i jasno było widać wielki wkład opon w widowiskowość wyścigów.
Atak na Gwiazdę Śmierci
Kiedy wydawało się, że kwestia tytułu jest już praktycznie rozstrzygnięta - na trzy wyścigi przed końcem Vettel miał 13 punktów przewagi i szybszy samochód niż Alonso - okazało się, że Niemcowi nie będzie tak łatwo. Co ciekawe, ziarno niepokoju pod swoim sukcesem zasiał sam Red Bull. Podczas Q3 w trakcie kwalifikacji do GP Abu Zabi z bolidzie Vettela zabrakło paliwa i RB8 nie powrócił do boksu o własnych siłach. Kara za to jest jasna, zresztą w tym roku bolesnego bata FIA doświadczył już Hamilton, który z identycznego powodu stracił pole position w Hiszpanii. Sebastiana cofnięto z trzeciego pola na koniec stawki, co znacząco komplikowało jego wyścig.
Ryzyko, szczęście i sklecona na kolanie strategia
Po karze Red Bull postanowił złamać zasady parku zamkniętego i przygotować bolid Vettela pod kątem wyścigu. Mistrza Świata automatycznie przesunęło to na start z pit lane, jednak w porównaniu do końca stawki nie robiło to zbyt dużej różnicy, a nawet pozwalało uniknąć trudów pierwszego zakrętu. Tak czy inaczej, Vettelowi nie było łatwo, incydent z Senną i znacznikiem odległości zmusił go do nadprogramowego pit stopu i wymiany skrzydła. Pit Wall w ekipie z Milton Keynes pracowało bardzo dobrze i przekuło to w świetną strategię - kiedy inni zjeżdżali do boksów, Niemiec na miękkich oponach kręcił szybkie kółka i zyskiwał kolejne pozycje. Po drugim pit stopie był czwarty, a kolejny wyjazd samochodu bezpieczeństwa zbliżył go do podium. Tu jednak wyczerpał się limit świetnej jazdy, której starczyło na wyprzedzanie Buttona i awans na podium.
Leave me alone
Lotus od początku roku czaił się na zwycięstwo, jednak dopiero na Yas Marina wszystko poszło tak jak trzeba. Czwarte miejsce w kwalifikacjach Raikkonen zamienił na drugie po pierwszym zakręcie. Później Fin robił swoje i cały czas trzymał się blisko liderującego Hamiltona, a w międzyczasie skarcił swojego inżyniera za przypominanie mu oczywistości. Kiedy McLaren ponownie rozsypał się jak domek z kart i zatrzymał na poboczu po awarii układu paliwowego, Raikkonen wysunął się na prowadzenie i już nie pozwolił sobie wydrzeć zwycięstwa z rąk.
Podoba mnie się to
Powrót F1 do USA wypadł wręcz genialnie. Śliska nawierzchnia Circuit of the Americas połączona z ciekawą konfiguracją zapewniła nam niesamowity wyścig. Środek stawki ciężko było ogarnąć, tyle się tam działo, a walka o pierwsze miejsce toczyła się praktycznie do samego końca. Ostatecznie zaważyło zbyt późne ustąpienie miejsca przez zdublowanego Pana Ogórka, co na chwilę wybiło Vettela z rytmu i pozwoliło Hamiltonowi objąć prowadzenie. Nie wiadomo jak będzie w przyszłym roku, kiedy nawierzchnia będzie już "normalna", jednak póki co F1 w Ameryce pokazała się z dobrej strony i odrobinę zatarła złe wrażenie po wizytach na Indianapolis.
Grand Finale
Przedostatni dzień zeszłorocznej Formuły 1, kwalifikacje na Interlagos, nie napawały optymizmem. Czwarte miejsce Vettela i ósme Alonso raczej nie zapowiadały emocjonującego zakończenia mistrzostw. Aura spłatała jednak zawodnikom figla i deszcz podczas wyścigu dał sezonowi 2012 odpowiednie zakończenie. W trzecim zakręcie Vettel, wspomagany przez Sennę, zrobił piruet i pozbył się kilku zbędnych części ze swojego samochodu. Niemiec jechał jednak dalej i odrabiał straty, kiedy z przodu działy się dantejskie sceny. Hulkenberg i Button postanowili przeczekać deszcz na slikach i prowadzili ze sporą przewagą, a reszta kombinowała z oponami jak mogła i czasem zwiedzała pobocza. Marzenia o świetnym wyniku Force India skończyły się, kiedy, wspólnie z Hamiltonem, Niemiec dublował Caterhama, czego Brytyjczyk niestety nie przetrwał. Przez to Button wysunął się na prowadzenie, Alonso był drugi, a wszyscy zaczęli liczyć punkty i obserwować Vettela, który nawet pomimo dodatkowego pit stopu przebił się na szóste miejsce i trzema punktami zgarnął trzeci z rzędu tytuł.
Dramaty końca stawki
Co ciekawe, gwiazdą wieczoru w Brazylii został także Witalij Pietrow. Wszystko za sprawą jedenastego miejsca podczas wyścigu na Interlagos, co dało jego ekipie 10 pozycję w klasyfikacji konstruktorów, co wiąże się ze sporymi wpływami z tytułu praw do transmisji. W normalnych warunkach 12 miejsce Glocka z Singapuru byłoby nie do ruszenia, jednak w sucho-mokrej Brazylii wszystko mogło się stać i praktycznie się stało. W pierwszej fazie wyścigu to Kovalainen i Glock prowadzili zaciekłą walkę i w pewnym momencie zajmowali pozycję szóstą i siódmą, jednak po zmianach opon liderzy ekip stracili tempo. Niewiele brakowało, aby przechodzący do Caterham Pic zgotował swojemu nowemu pracodawcy niemiłą niespodziankę - Francuz jeszcze na 6 okrążeń przed metą był przed Pietrowem.
Znów...
Sebastian Vettel zgarnął trzeci tytuł z rzędu. Coniektórym pewnie już przypominają się straszne lata, kiedy Schumacher zgarniał wszystko, co chciał i śrubował statystyki. W tym roku przepisy się zbytnio nie zmieniają, więc Red Bull najpewniej będzie mocny. Czy Vettel po raz czwarty założy mistrzowską koronę? Tego dowiemy się dopiero w listopadzie, jednak jeśli nadchodzący sezon będzie równie elektryzujący, co poprzedni, to kolejne mistrzostwo Niemca na pewno nie będzie aż tak straszne ;).
Link do części 1
Na początek trzęsienie ziemi...
Wszyscy chcieli zacząć powakacyjną rywalizację mocnym akcentem, jednak Romain Grosjean odrobinę z tym przesadził. Niewinna (z początku) kolizja z Hamiltonem podczas startu do GP Belgii przerodziła się w karambol, który jeszcze długo zapamiętamy. Po kontakcie pomiędzy bolidami Lotusa i McLarena, Francuz wjechał w tył samochodu Pereza, tam go podbiło, dzięki czemu Alonso miał okazję przyjrzeć się bolidowi rywala z dużo bliższej perspektywy niż zwykle. Na szczęście nikomu nic się nie stało, jednak sędziom bardzo nie spodobała się ta sytuacja. Mając w pamięci kilka innych przewinień, postanowili ukarać Grosjeana wykluczeniem z jednego wyścigu.
... potem budowanie napięcia
Kraksa mocno wpłynęła na sytuację w mistrzostwach. Problemy lidera klasyfikacji oraz Lewisa Hamiltona postanowili wykorzystać Button, Vettel i Raikkonen. Anglik i Fin po prostu mieli szczęście, a Vettel na spokojnie ominął całe zamieszanie, gdyż po słabych kwalifikacjach startował z 10 pozycji. Przewaga Alonso w klasyfikacji stopniałą z 40 do 24 punktów, co na pewno dawało nadzieję jego rywalom. Hiszpan póki co, nie miał jednak zbyt dużych powodów do obaw. Przynajmniej nie w Europie.
Czy leci z nami pilot?
Kolejne zdjęcie Vettela, który zamiast na torze jest w pit lane. Wszystko znów przez chłopaków z Viry, a konkretnie przez alternator, który zdecydowanie nie chciał pracować na włoskiej ziemi. Jedna awaria w treningach, później druga w wyścigu i kolejna strata punktów. Grand Prix na Monzy ogólnie było katastrofą dla Red Bulla, gdyż Mark Webber też nie zobaczył flagi w szachownicę. Taki przebieg wydarzeń oczywiście był na rękę Alonso - co prawda Hiszpan był dopiero trzeci, za Hamiltonem i Perezem, jednak kolejna zmiana zwycięzcy tylko poprawiła jego sytuację w mistrzostwach. Co ciekawe, czwarty był Felipe Massa, który w końcu zaczął się odnajdywać po katastrofalnej pierwszej połowie sezonu.
Nie tylko F1
Królowa sportów motorowych wszystkich elektryzowała, jednak podczas GP Włoch cały świat wyścigowy zerkał 100 kilometrów na zachód, gdzie po półtora roku przerwy Robert Kubica wracał do ścigania. Polak, mimo widocznych kontuzji pozostawionych przed dramatyczny wypadek, bez problemów poradził sobie z lokalnym rajdem i jasno dał do zrozumienia, że jego kariera w sportach motorowych nie została jeszcze zakończona.
Potencjał jest, brakuje wykończenia
McLaren przez cały sezon był bardzo szybki, jednak jego wyniki były tak nierówne, jak brzeg oderwanej z zeszytu kartki. Na początku roku były problemy z postojami, a Jenson Button nie umiał dogadać się z nowymi oponami. Kiedy rozpoczęliśmy wakacje zdawało się, że wszystko w Woking zaczęło się układać - zwycięstwa na Węgrzech, w Belgii i we Włoszech - jednak na Monzy awaria wyeliminowała Buttona i pozbawiła zespołu praktycznie pewnego dubletu. W Singapurze z powodu kolejnej awarii Hamilton stracił zwycięstwo. Co prawda, na osłodę, drugi McLaren znalazł się na podium, jednak przez to obaj kierowcy byli coraz bardziej wykluczani z walki o tytuł, a to nie był jeszcze koniec problemów.
Imperium kontratakuje... skutecznie
Takiej okazji, jak awaria liderującego Hamiltona, Vettel po prostu nie mógł przegapić i wygrał Grand Prix Singapuru. Tym razem nie był to jednak jednorazowy wyskok, jak wcześniej w tym sezonie, a stały trend. W Japonii Red Bull jeszcze nie dominował, jednak Niemiec i tak prowadził od startu do mety. W Korei i Indiach Byki prawie powróciły już do formy znanej z sezonu 2011 i zgarniały pierwszy rząd w kwalifikacjach oraz doprowadzały oba samochody na podium. Co prawda na Buddh Alonso wbił się na drugie miejsce, jednak Webber miał awarię KERS, a do Vettela Hiszpan i tak nie mógł się zbliżyć. Do Emiratów Bicampeon jechał z 13 punktową stratą w generalce i sytuacja nie wyglądała dla niego zbyt dobrze.
Przedwczesny triumf
GP Singapuru okazało się również bardzo dobre dla ekipy Marussia. Timo Glock idealnie poskładał cały wyścig, przez co minął linię mety jako dwunasty. Pozycja ta dawała jego zespołowi "tytuł najlepszego z nowych" i wiele osób myślało, że kwestia rozstrzygnięć w tej części stawki jest już zakończona, gdyż nowi nie dysponowali tempem na podjęcie realnej walki choćby z Toro Rosso. F1 jak zwykle spłata wszystkim figla, a 10 miejsce ostatecznie rozstrzygnęło się równie emocjonująco, co walka o tytuł.
McLaren ogłasza emeryturę Schumachera
Po Singapurze dowiedzieliśmy się, że Schumacher odchodzi na emeryturę, jednak niestety to stwierdzenie nie padło z ust Niemca, a działu prasowego McLarena. Od dawna nasilały się plotki, że Lewis Hamilton przeniesie się z Woking do Stuttgartu, aby zasilić szeregi Mercedesa. Steve z PRu brytyjskiej ekipy postanowił jednak wyprzedzić Niemców i kilka godzin przez ogłoszeniem transferu Hamiltona zapowiedziano Pereza w McLarenie. Wtedy stało się jasne, że Mercedes, który miał czekać na decyzję Michaela, nie będzie miał dla niego miejsca. Mówiło się, że być może Schumacher może przejdzie do Saubera, jednak ostatecznie na Suzuce Niemiec zwołał konferencje prasową i poinformował o swojej drugiej emeryturze. Na wszystkich w końcu przychodzi pora, jednak szkoda trochę, że Najbardziej Utytułowanemu w sumie kazano stanąć z boku i patrzeć jak inni za niego decydują...
小林 可夢偉
Na Suzuce trochę powiało nudą, zwłaszcza, że Vettel odjechał i tyle go widziano. Sypnęło jednak kilkoma niespodziankami na dalszych miejscach. Massa odrodził się jak feniks z popiołów, kiedy drugim miejscem odebrał trochę punktów rywalom Alonso, który zakończył wyścig w żwirze. Standardowego "kopa" na swoim terenie dostał Kamui Kobayashi, który wywalczył swoje pierwsze podium w F1. Później okazało się, że być może i ostatnie - w Sauberze zabrakło dla niego miejsca i nawet prośba do fanów o zrzutkę na miejsce w innym zespole nie pomogła. Co prawda Kamui deklaruje, że wróci w sezonie 2014, jednak nie wiadomo jak wtedy będzie wyglądać sytuacja na rynku.
Oppa F1 Style
Yeongam znów nie urzekło. Na torze walki jak na lekarstwo, jednak kilka manewrów wyprzedzania było interesujących. Ferrari dalej broniło się jak mogło, a McLaren wciąż był zagubiony jak dziecko we mgle (w dodatku w samym środku lasu). Co prawda Buttonowi najpierw pomógł jego nowy partner, a dokończył Kobayashi, jednak Hamilton miał problemy z tempem i uciułał podczas tego wyścigu tylko jeden punkcik. Red Bullowi w wygranej pomogły pewnie wcześniejsze lekcje jazdy na niewidzialnym koniu. Chłopak od miliarda wyświetleń na YouTube wykorzystał swoją popularność i pojawił się na swoim domowym GP. Ciekawe czy mu się podobało...?
Nie takie Pirelli straszne, jak je malują
Dobrze, że w Indiach były Grid Girls, bo praktycznie tylko na nich można było oko zawiesić. Zespoły przejrzały na wylot nowe opony, co w połączeniu z dość asekuracyjnym doborem mieszanek sprawiło, że mieliśmy jeden pit stop, walkę strategiczną i czekanie na czyjś błąd. Nawet podwójna strefa DRS zbyt wiele tutaj nie dała i jasno było widać wielki wkład opon w widowiskowość wyścigów.
Atak na Gwiazdę Śmierci
Kiedy wydawało się, że kwestia tytułu jest już praktycznie rozstrzygnięta - na trzy wyścigi przed końcem Vettel miał 13 punktów przewagi i szybszy samochód niż Alonso - okazało się, że Niemcowi nie będzie tak łatwo. Co ciekawe, ziarno niepokoju pod swoim sukcesem zasiał sam Red Bull. Podczas Q3 w trakcie kwalifikacji do GP Abu Zabi z bolidzie Vettela zabrakło paliwa i RB8 nie powrócił do boksu o własnych siłach. Kara za to jest jasna, zresztą w tym roku bolesnego bata FIA doświadczył już Hamilton, który z identycznego powodu stracił pole position w Hiszpanii. Sebastiana cofnięto z trzeciego pola na koniec stawki, co znacząco komplikowało jego wyścig.
Ryzyko, szczęście i sklecona na kolanie strategia
Po karze Red Bull postanowił złamać zasady parku zamkniętego i przygotować bolid Vettela pod kątem wyścigu. Mistrza Świata automatycznie przesunęło to na start z pit lane, jednak w porównaniu do końca stawki nie robiło to zbyt dużej różnicy, a nawet pozwalało uniknąć trudów pierwszego zakrętu. Tak czy inaczej, Vettelowi nie było łatwo, incydent z Senną i znacznikiem odległości zmusił go do nadprogramowego pit stopu i wymiany skrzydła. Pit Wall w ekipie z Milton Keynes pracowało bardzo dobrze i przekuło to w świetną strategię - kiedy inni zjeżdżali do boksów, Niemiec na miękkich oponach kręcił szybkie kółka i zyskiwał kolejne pozycje. Po drugim pit stopie był czwarty, a kolejny wyjazd samochodu bezpieczeństwa zbliżył go do podium. Tu jednak wyczerpał się limit świetnej jazdy, której starczyło na wyprzedzanie Buttona i awans na podium.
Leave me alone
Lotus od początku roku czaił się na zwycięstwo, jednak dopiero na Yas Marina wszystko poszło tak jak trzeba. Czwarte miejsce w kwalifikacjach Raikkonen zamienił na drugie po pierwszym zakręcie. Później Fin robił swoje i cały czas trzymał się blisko liderującego Hamiltona, a w międzyczasie skarcił swojego inżyniera za przypominanie mu oczywistości. Kiedy McLaren ponownie rozsypał się jak domek z kart i zatrzymał na poboczu po awarii układu paliwowego, Raikkonen wysunął się na prowadzenie i już nie pozwolił sobie wydrzeć zwycięstwa z rąk.
Podoba mnie się to
Powrót F1 do USA wypadł wręcz genialnie. Śliska nawierzchnia Circuit of the Americas połączona z ciekawą konfiguracją zapewniła nam niesamowity wyścig. Środek stawki ciężko było ogarnąć, tyle się tam działo, a walka o pierwsze miejsce toczyła się praktycznie do samego końca. Ostatecznie zaważyło zbyt późne ustąpienie miejsca przez zdublowanego Pana Ogórka, co na chwilę wybiło Vettela z rytmu i pozwoliło Hamiltonowi objąć prowadzenie. Nie wiadomo jak będzie w przyszłym roku, kiedy nawierzchnia będzie już "normalna", jednak póki co F1 w Ameryce pokazała się z dobrej strony i odrobinę zatarła złe wrażenie po wizytach na Indianapolis.
Grand Finale
Przedostatni dzień zeszłorocznej Formuły 1, kwalifikacje na Interlagos, nie napawały optymizmem. Czwarte miejsce Vettela i ósme Alonso raczej nie zapowiadały emocjonującego zakończenia mistrzostw. Aura spłatała jednak zawodnikom figla i deszcz podczas wyścigu dał sezonowi 2012 odpowiednie zakończenie. W trzecim zakręcie Vettel, wspomagany przez Sennę, zrobił piruet i pozbył się kilku zbędnych części ze swojego samochodu. Niemiec jechał jednak dalej i odrabiał straty, kiedy z przodu działy się dantejskie sceny. Hulkenberg i Button postanowili przeczekać deszcz na slikach i prowadzili ze sporą przewagą, a reszta kombinowała z oponami jak mogła i czasem zwiedzała pobocza. Marzenia o świetnym wyniku Force India skończyły się, kiedy, wspólnie z Hamiltonem, Niemiec dublował Caterhama, czego Brytyjczyk niestety nie przetrwał. Przez to Button wysunął się na prowadzenie, Alonso był drugi, a wszyscy zaczęli liczyć punkty i obserwować Vettela, który nawet pomimo dodatkowego pit stopu przebił się na szóste miejsce i trzema punktami zgarnął trzeci z rzędu tytuł.
Dramaty końca stawki
Co ciekawe, gwiazdą wieczoru w Brazylii został także Witalij Pietrow. Wszystko za sprawą jedenastego miejsca podczas wyścigu na Interlagos, co dało jego ekipie 10 pozycję w klasyfikacji konstruktorów, co wiąże się ze sporymi wpływami z tytułu praw do transmisji. W normalnych warunkach 12 miejsce Glocka z Singapuru byłoby nie do ruszenia, jednak w sucho-mokrej Brazylii wszystko mogło się stać i praktycznie się stało. W pierwszej fazie wyścigu to Kovalainen i Glock prowadzili zaciekłą walkę i w pewnym momencie zajmowali pozycję szóstą i siódmą, jednak po zmianach opon liderzy ekip stracili tempo. Niewiele brakowało, aby przechodzący do Caterham Pic zgotował swojemu nowemu pracodawcy niemiłą niespodziankę - Francuz jeszcze na 6 okrążeń przed metą był przed Pietrowem.
Znów...
Sebastian Vettel zgarnął trzeci tytuł z rzędu. Coniektórym pewnie już przypominają się straszne lata, kiedy Schumacher zgarniał wszystko, co chciał i śrubował statystyki. W tym roku przepisy się zbytnio nie zmieniają, więc Red Bull najpewniej będzie mocny. Czy Vettel po raz czwarty założy mistrzowską koronę? Tego dowiemy się dopiero w listopadzie, jednak jeśli nadchodzący sezon będzie równie elektryzujący, co poprzedni, to kolejne mistrzostwo Niemca na pewno nie będzie aż tak straszne ;).
KOMENTARZE