"Nie wyobrażałem sobie, by ktokolwiek mógł przeżyć coś takiego"
Steiner o wypadku Romaina Grosjeana w swojej najnowszej książce.
17.10.2410:20
934wyświetlenia
Embed from Getty Images
10 lat pracy Günthera Steinera w zespole Haas F1 przyniosło mnóstwo niecodziennych sytuacji. Najbardziej dramatyczną chwilą był z pewnością wypadek Romaina Grosjeana w trakcie GP Bahrajnu. Szef zespołu w książce Bez ściemy. Moja niesamowita dekada w Formule 1, która ukaże się 30 października, wspomina, co czuł w momencie, gdy widział na ekranie przepołowiony, płonący bolid i tłumaczy, dlaczego w szpitalu śmiał się do rozpuku.
Zamów książkę „Bez ściemy. Moja niesamowita dekada w Formule 1” w przedsprzedaży na: https://bit.ly/f1wm-steiner2
Fragment książki:
Realizator transmisji przełączał się z ujęć z helikoptera, który unosił się niemal bezpośrednio nad miejscem wypadku, na obraz z kamery zlokalizowanej po drugiej stronie toru, dokładnie naprzeciwko płonącego wraku. Uważnie wpatrywałem się w ekran w poszukiwaniu jakichkolwiek oznak życia, ale niczego takiego nie dostrzegałem. Widziałem tylko tylną część samochodu, zmasakrowaną barierę i wielkie płomienie. Zdjęcia z powietrza były jeszcze bardziej przerażające, przód bolidu również na nich był niewidoczny. Na miejscu zdarzenia pojawili się porządkowi z gaśnicami, ale płomienie były zbyt duże, by dało się zauważyć ich wysiłki. Doświadczenie motorsportowe podpowiadało mi, że jeśli Romain nie wychynie wkrótce z tego piekła, moje pierwotne obawy okażą się słuszne. Nie wyobrażałem sobie, by ktokolwiek mógł przeżyć coś takiego.
Dziwna cisza, o której pisałem wcześniej w związku z brakiem kibiców na torze, była niczym w porównaniu z grobową ciszą, jaka zapadła teraz. Samochody nadal jechały po torze, ale w żółwim tempie, zmierzając do alei serwisowej. Nikt nie odezwał się nawet słowem. Wszyscy wpatrywali się w ekrany i modlili o dobre wiadomości.
Siedziałem tam, gapiąc się w monitor, gdy nagle mój mózg zaczął pracować. Natychmiast poprosiłem o ciszę radiową. Wszystko, co zostałoby teraz powiedziane, poszłoby na cały świat. Dla widzów i w szczególności dla rodziny Romaina lepiej było, żebyśmy milczeli.
Po mniej więcej pół minucie, choć wydawało mi się, że trwało to z godzinę, zobaczyłem po drugiej stronie bariery jakiś ruch. Płomienie nadal były wysokie, ale po kilku sekundach dostrzegłem Romaina.
- To on! Wyszedł! - powiedział Ayao.
Romain opuścił wrak, ale nadal znajdował się w płomieniach, ciągle po drugiej stronie bariery. Ktoś z zespołu medycznego skierował bezpośrednio na niego strumień gaśnicy, a inny z medyków pomógł mu przejść przez barierę. To był niesamowity akt odwagi, ci faceci to prawdziwi bohaterowie.
Pewności nie miałem, ale wyglądało na to, że Romainowi nic poważnego się nie stało, więc natychmiast pomyślałem o jego rodzinie. Nie miałem pojęcia, czy oglądają wyścig, ale musieliśmy jak najszybciej ich powiadomić, że wyszedł z tego wraku. Gdy tylko wieści do nich dotarły, skontaktowaliśmy się z Jeanem Todtem, przyjacielem Romaina, a potem zaczęliśmy informować świat.
Gdy już stwierdziłem, że wiadomość poszła dalej, zacząłem się dowiadywać, jaki jest faktyczny stan Romaina. Jeden z członków zespołu medycznego mówił, że Romain koniecznie chciał na własnych nogach iść do karetki, żeby pokazać, że nic mu się nie stało. Potem został przetransportowany do najbliższego szpitala. Jego obrażenia nie zagrażały życiu. Tak naprawdę skarżył się tylko na poparzenia dłoni.
Wieczorem pojechałem do Romaina do szpitala. Nie przyniosłem kwiatów ani owoców, nie płakałem u jego wezgłowia, tylko siedziałem tam, śmiałem się do rozpuku i nazwałem go jebanym idiotą. Ktoś się spodziewał czegoś innego? Biorąc pod uwagę sytuację, humor Romainowi dopisywał, nawet pomimo mojej obecności. Z pewnością czekała go przerwa od wyścigów, ale poparzenia dłoni nie były poważne.
Tamtego dnia życie uratowały mu dwie rzeczy: halo, które osłoniło go od uderzenia, gdy przednia część samochodu przebiła się przez barierę, oraz ognioodporny kombinezon, który w oczywisty sposób chronił go w buchających płomieniach. Ten konkretny model został dopiero co wprowadzony do użytku i zwiększał ochronę o 20 procent. Najważniejszą rolę w tym wypadku odegrało jednak halo, ponieważ bez niego Romain zginąłby na miejscu. Gdy pojawiły się propozycje zastosowania tego rozwiązania, Romain - podobnie jak ja i wielu innych - należał do grona jego przeciwników. Teraz dostaliśmy niezbity dowód, że się myliliśmy oraz że Jean Todt i FIA podjęli słuszną decyzję.
Przypominamy, że razem z książką Steinera możecie zamówić w ciemno kolejną nowość dla fanów F1 od Wydawnictwa SQN -> https://bit.ly/f1wm-steiner2
Tylko zamawiając w ciemno możecie liczyć na rabat 45%. Po 29 października i ogłoszeniu, jaki tytuł będzie kolejną premierą, cena wzrośnie.
Książkę polecają:
Mikołaj Sokół
Bartosz Budnik, Viaplay/Parc Fermé
Filip Kapica
10 lat pracy Günthera Steinera w zespole Haas F1 przyniosło mnóstwo niecodziennych sytuacji. Najbardziej dramatyczną chwilą był z pewnością wypadek Romaina Grosjeana w trakcie GP Bahrajnu. Szef zespołu w książce Bez ściemy. Moja niesamowita dekada w Formule 1, która ukaże się 30 października, wspomina, co czuł w momencie, gdy widział na ekranie przepołowiony, płonący bolid i tłumaczy, dlaczego w szpitalu śmiał się do rozpuku.
Zamów książkę „Bez ściemy. Moja niesamowita dekada w Formule 1” w przedsprzedaży na: https://bit.ly/f1wm-steiner2
Fragment książki:
Realizator transmisji przełączał się z ujęć z helikoptera, który unosił się niemal bezpośrednio nad miejscem wypadku, na obraz z kamery zlokalizowanej po drugiej stronie toru, dokładnie naprzeciwko płonącego wraku. Uważnie wpatrywałem się w ekran w poszukiwaniu jakichkolwiek oznak życia, ale niczego takiego nie dostrzegałem. Widziałem tylko tylną część samochodu, zmasakrowaną barierę i wielkie płomienie. Zdjęcia z powietrza były jeszcze bardziej przerażające, przód bolidu również na nich był niewidoczny. Na miejscu zdarzenia pojawili się porządkowi z gaśnicami, ale płomienie były zbyt duże, by dało się zauważyć ich wysiłki. Doświadczenie motorsportowe podpowiadało mi, że jeśli Romain nie wychynie wkrótce z tego piekła, moje pierwotne obawy okażą się słuszne. Nie wyobrażałem sobie, by ktokolwiek mógł przeżyć coś takiego.
Dziwna cisza, o której pisałem wcześniej w związku z brakiem kibiców na torze, była niczym w porównaniu z grobową ciszą, jaka zapadła teraz. Samochody nadal jechały po torze, ale w żółwim tempie, zmierzając do alei serwisowej. Nikt nie odezwał się nawet słowem. Wszyscy wpatrywali się w ekrany i modlili o dobre wiadomości.
Siedziałem tam, gapiąc się w monitor, gdy nagle mój mózg zaczął pracować. Natychmiast poprosiłem o ciszę radiową. Wszystko, co zostałoby teraz powiedziane, poszłoby na cały świat. Dla widzów i w szczególności dla rodziny Romaina lepiej było, żebyśmy milczeli.
Po mniej więcej pół minucie, choć wydawało mi się, że trwało to z godzinę, zobaczyłem po drugiej stronie bariery jakiś ruch. Płomienie nadal były wysokie, ale po kilku sekundach dostrzegłem Romaina.
- To on! Wyszedł! - powiedział Ayao.
Romain opuścił wrak, ale nadal znajdował się w płomieniach, ciągle po drugiej stronie bariery. Ktoś z zespołu medycznego skierował bezpośrednio na niego strumień gaśnicy, a inny z medyków pomógł mu przejść przez barierę. To był niesamowity akt odwagi, ci faceci to prawdziwi bohaterowie.
Pewności nie miałem, ale wyglądało na to, że Romainowi nic poważnego się nie stało, więc natychmiast pomyślałem o jego rodzinie. Nie miałem pojęcia, czy oglądają wyścig, ale musieliśmy jak najszybciej ich powiadomić, że wyszedł z tego wraku. Gdy tylko wieści do nich dotarły, skontaktowaliśmy się z Jeanem Todtem, przyjacielem Romaina, a potem zaczęliśmy informować świat.
Gdy już stwierdziłem, że wiadomość poszła dalej, zacząłem się dowiadywać, jaki jest faktyczny stan Romaina. Jeden z członków zespołu medycznego mówił, że Romain koniecznie chciał na własnych nogach iść do karetki, żeby pokazać, że nic mu się nie stało. Potem został przetransportowany do najbliższego szpitala. Jego obrażenia nie zagrażały życiu. Tak naprawdę skarżył się tylko na poparzenia dłoni.
Wieczorem pojechałem do Romaina do szpitala. Nie przyniosłem kwiatów ani owoców, nie płakałem u jego wezgłowia, tylko siedziałem tam, śmiałem się do rozpuku i nazwałem go jebanym idiotą. Ktoś się spodziewał czegoś innego? Biorąc pod uwagę sytuację, humor Romainowi dopisywał, nawet pomimo mojej obecności. Z pewnością czekała go przerwa od wyścigów, ale poparzenia dłoni nie były poważne.
Tamtego dnia życie uratowały mu dwie rzeczy: halo, które osłoniło go od uderzenia, gdy przednia część samochodu przebiła się przez barierę, oraz ognioodporny kombinezon, który w oczywisty sposób chronił go w buchających płomieniach. Ten konkretny model został dopiero co wprowadzony do użytku i zwiększał ochronę o 20 procent. Najważniejszą rolę w tym wypadku odegrało jednak halo, ponieważ bez niego Romain zginąłby na miejscu. Gdy pojawiły się propozycje zastosowania tego rozwiązania, Romain - podobnie jak ja i wielu innych - należał do grona jego przeciwników. Teraz dostaliśmy niezbity dowód, że się myliliśmy oraz że Jean Todt i FIA podjęli słuszną decyzję.
Przypominamy, że razem z książką Steinera możecie zamówić w ciemno kolejną nowość dla fanów F1 od Wydawnictwa SQN -> https://bit.ly/f1wm-steiner2
Tylko zamawiając w ciemno możecie liczyć na rabat 45%. Po 29 października i ogłoszeniu, jaki tytuł będzie kolejną premierą, cena wzrośnie.
Książkę polecają:
Günther Steiner wrzuca jeszcze wyższy bieg i ze swojej bezkompromisowej perspektywy opisuje karierę w zespole Haas. Od pomysłu, poprzez zawarcie kluczowych sojuszy, historyczny debiut, sukcesy (trochę) i porażki (wiele), aż po rozstanie z ekipą, którą tak naprawdę stworzył właśnie on.
Mikołaj Sokół
Nowa książka Günthera Steinera jest podróżą przez całą jego karierę w Formule 1. Nieprawdopodobne zakulisowe historie, okraszone ostrym językiem, kolejny raz dają nam unikatowe spojrzenie na świat F1.
Bartosz Budnik, Viaplay/Parc Fermé
Günther Steiner to szef, którego nigdy nie chciałbyś poznać, a który finalnie stałby się twoim ulubionym przełożonym. Uważajcie, bo za chwilę opuścicie wizjer i zaczniecie przejazd w tempie samochodu Formuły 1.
Filip Kapica