Podsumowanie sezonu 2005: Zakończenie
Serwis Wyprzedź mnie! wystawia końcową ocenę wszystkim zespołom w tym sezonie
25.11.0521:33
3580wyświetlenia
Sezon 2005 zakończył się w taki sam sposób, w jaki się rozpoczął, czyli zwycięstwem kierowcy z zespołu Renault. Różnica polegała jedynie na tym, że w Chinach na najwyższym stopniu podium stanął Fernando Alonso, odnosząc przy okazji siódme zwycięstwo w tym sezonie. Tym samym Hiszpan udowodnił, że zasłużenie zdobył koronę mistrza, gdyż nikt inny nie zdołał wygrać więcej wyścigów w tym roku, ani nawet nie startował częściej z pole position. Wysoka i zarazem równa forma kierowcy, znikoma ilość błędów i niewiarygodna niezawodność bolidu to czynniki, jakie zadecydowały o sukcesie Alonso i całego zespołu Renault, który pierwszy raz w swojej historii zdobył tytuł najlepszego konstruktora bolidów Formuły 1. Kolejny raz spełniły się przedsezonowe zapowiedzi władz francuskiej stajni i to już od pierwszego wyścigu, w którym zwycięstwo Giancarlo Fisichelli było co prawda zasługą sprzyjających okoliczności, jednakże trzy kolejne wygrane Alonso nie były już raczej sprawą przypadku. Dopiero od Grand Prix Hiszpanii do głosu zaczął dochodzić Kimi Raikkonen, co nie zmienia faktu, iż Alonso nadal regularnie stawał na podium i nawet na chwilę nie stracił prowadzenia w klasyfikacji generalnej kierowców. Z kolei zespół Renault w klasyfikacji konstruktorów prowadzenie straciło tylko na jeden wyścig na rzecz McLarena, ale sprawę przesądziło zdobycie 29 punktów na 36 możliwych w ostatnich dwóch wyścigach sezonu przez Alonso i Fisichellę. W zasadzie ekipie z Enstone można zarzucić tylko to, że nie dysponowała najszybszym bolidem przez cały sezon, ale w końcu niezawodność także była bardzo istotna i można wręcz powiedzieć, że to dzięki niej Alonso odniósł taki sukces. Mniej szczęścia pod tym względem miał Fisichella, który musiał zadowolić się piątą pozycją w klasyfikacji generalnej, ale była to także zasługa zmiennej formy Włocha. Tym niemniej wniósł on swój wkład w zespołowe mistrzostwo, a więc wywiązał się ze swojego zadania.
Tymczasem McLaren może jedynie poszczycić się większą ilością zwycięstw wywalczonych przez swoich kierowców w tym sezonie, ale tylko o dwa. W przyszłym roku stajnia z Woking musi postarać się o większą niezawodność i dobrą formę już od pierwszego wyścigu, a nie dopiero od europejskiej części sezonu. Na swoje pierwsze zwycięstwo Raikkonen musiał czekać aż do piątego wyścigu sezonu, chociaż bolid MP4-20 w zasadzie był od razu szybki, ale nie na kwalifikacjach. Po GP Hiszpanii Alonso miał już 44 punkty na swoim koncie, jednak kolejne zwycięstwo Raikkonena w Monako dawało nadzieję na nawiązanie walki z kierowcą Renault. I tak by się zapewne stało, gdyby nie powtarzające się problemy techniczne. Można by jeszcze zaliczyć do tego błędy Fina w GP Europy, ale coś takiego zdarzało mu się niezmiernie rzadko, podobnie zresztą jak i Alonso. Różnica polegała na tym, że Hiszpan tylko dwa razy nie zdobył punktów (pomijając GP USA), natomiast Raikkonen aż cztery. Na koniec obydwu kierowców dzieliło 21 punktów różnicy, a kwestia mistrzostwa została przesądzona już podczas GP Brazylii. McLaren miał jednak dużo większe szanse na wywalczenie zespołowego mistrzostwa, gdyż po podwójnym zwycięstwie w Brazylii objął prowadzenie w klasyfikacji konstruktorów. Niestety w Japonii Juan Pablo Montoya został wypchnięty z toru przez Jacquesa Villeneuve'a, co według niektórych było wynikiem nierozwagi Kolumbijczyka, a w Chinach losy mistrzostwa przesądziła uchylona klapa do studzienki i awaria silnika, chociaż mogła być ona wynikiem dwóch postojów z rzędu i neutralizacji wyścigu (wolna jazda = słabe chłodzenie). W sumie Montoya zdołał wygrać trzy wyścigi, co jak na pierwszy sezon w nowym zespole, początkowe kłopoty z dopasowaniem ustawień bolidu i kontuzję barku nie jest aż takim złym osiągnięciem. Trzeba też podkreślić, że w porównaniu z 2004 był to wręcz rewelacyjny sezon dla tego zespołu.
Ekipa Ferrari po zdobyciu sześć razy z rzędu zespołowego mistrzostwa prędzej czy później musiała trafić na słabszy sezon i stało się to w tym roku. Jedni obwiniali za ten stan tylko i wyłącznie opony Bridgestone, które bardzo rzadko były w stanie zapewnić dobre osiągi przez większą część wyścigu, a inni - i ja zaliczam się do tego grona - że cały pakiet, a więc i sam bolid, ustępował tym razem konkurencji. W końcu po zespołach Jordan i Minardi nie było widać gwałtownego pogorszenia formy w stosunku do poprzedniego sezonu, a jeśli chodzi o ilość przeprowadzanych testów, to pod tym względem Ferrari przewyższało konkurencję, sprawdzając opony Bridgestone przy każdej okazji (79 dni testowych). Tylko na torze Imola bolid F2005 zaprezentował się z bardzo dobrej strony, ale błąd na kwalifikacjach uniemożliwił Michaelowi Schumacherowi odniesienie jedynego pełnoprawnego zwycięstwa w tym sezonie. Dopiero w USA z powodu braku konkurencji siedmiokrotny mistrz świata stanął na najwyższym stopniu podium, ale sam doskonale zdawał sobie sprawę, że zwycięstwo to było niewiele warte. To właśnie dzięki niemu Schumacher sezon ukończył na trzeciej pozycji w klasyfikacji generalnej, mając na koniec zaledwie dwa punkty przewagi nad Montoyą, który nie wystartował w trzech wyścigach. Zespół Ferrari także zajął trzecią pozycję w klasyfikacji konstruktorów i prawdę mówiąc na więcej nie miał co liczyć, bowiem do McLarena stracił ponad 80 punktów. Najbardziej udany był środek sezonu, natomiast początek i końcówka w zasadzie fatalne. O kłopotach z przyczepnością najlepiej świadczyły występy Rubensa Barrichello, który podczas kwalifikacji do GP Niemiec nie uległ tylko kierowcom Minardi i Jordana. Na koniec sezonu Brazylijczyk musiał zadowolić się ósmą pozycją, a więc tak źle nie poszło mu nawet podczas ostatniego roku startów w zespole Stewart Grand Prix.
W przypadku Toyoty pierwszy wyścig sezonu mógł wskazywać na to, że pomimo ogromnych nakładów finansowych japońska stajnia znowu nie dokonała znaczącego postępu. Jakie było jednak zaskoczenie, gdy Jarno Trulli do GP Malezji zakwalifikował się na drugiej pozycji i dowiózł ją bez najmniejszych problemów do mety - tego chyba nikt się nie spodziewał. Później Włoch na podium stawał jeszcze dwukrotnie, a Ralf Schumacher, do którego należała druga połowa sezonu, dorzucił do tego dwa trzecie miejsca na Węgrzech i w Chinach. Główny cel postawiony przez władze Toyoty został więc osiągnięty, a i obaj kierowcy zdołali udowodnić, że warto było na nich postawić. W sumie tylko raz zespół ten nie zdobył ani jednego punktu (pomijając oczywiście GP USA) i na koniec sezonu zajął czwarte miejsce w klasyfikacji konstruktorów z dorobkiem 88 punktów, czyli trzy razy więcej niż w trzech poprzednich sezonach razem wziętych - to mówi już samo za siebie. Końcówka sezonu była w sumie najsłabsza, zwłaszcza że w czterech ostatnich wyścigach Trulli nie zdobył ani jednego punktu, ale zmienna forma nie jest niczym nowym u tego kierowcy. Ogólnie rzecz biorąc obaj kierowcy wypadli porównywalnie, choć niewątpliwie na kwalifikacjach szybszy był Trulli. Z kolei Ralf Schumacher częściej punktował i dzięki temu sezon ukończył tuż przed swoim partnerem na szóstej pozycji w klasyfikacji generalnej kierowców. Podsumowując Toyota dokonała największego postępu w sezonie 2005 i jeśli uda jej się utrzymać takie tempo, to wkrótce będzie mogła myśleć o pierwszym zwycięstwie. Oby tylko nie podzieliła losu zespołu B.A.R, który po wywalczeniu wicemistrzostwa w 2004, do 10 wyścigu tego sezonu był bez punktów. Nie wiadomo także czy zmiana opon z Michelin na Bridgestone nie przyniesie negatywnych efektów.
Do GP USA zespół Williams zajmował trzecią pozycję w klasyfikacji generalnej, a więc wiodło się mu nienajgorzej biorąc pod uwagę zupełnie nowy skład kierowców. Szczególnie miłym zaskoczeniem była bardzo dobra postawa niedocenianego Nicka Heidfelda, który aż trzykrotnie stawał na podium, w tym dwa razy na drugim stopniu. Mark Webber wypadł nieco poniżej oczekiwań w pierwszej połowie sezonu, ale miał tylko trzy punkty mniej od Niemca. BMW było jednak niezadowolone z braku zwycięstw i nikłych szans na wywalczenie mistrzostwa w szóstym roku współpracy ze stajnią z Grove. Obie strony zaczęły się wzajemnie oskarżać w mediach o brak bardzo dobrych wyników i "rozwód" wydawał się już tylko kwestią czasu. W końcu monachijski koncern ogłosił wykupieniu zespołu Sauber i to musiało odbić się na wynikach. W dodatku w drugiej połowie sezonu zespół wprowadził niezbyt udany nowy pakiet aerodynamiczny do bolidu FW27, który początkowo sprawiał mnóstwo problemów zwłaszcza jeśli chodzi o chłodzenie silnika i w efekcie w trzech następujących po GP USA wyścigach z rzędu Heidfeld i Webber nie zdobyli ani jednego punktu. Dopiero na Węgrzech obaj kierowcy załapali się do pierwszej ósemki, ale wkrótce Heidfeld musiał wycofać się z rywalizacji (najpierw w wyniku wypadku na testach, a potem ze względu na kontuzję barku) i cała nadzieja pozostawała w Webberze, bowiem zastępujący Heidfelda Antonio Pizzonia tylko we Włoszech wypadł jako tako. Postawa Webbera także pozostawiała wiele do życzenia i dopiero w końcówce sezonu Australijczyk zaliczył trzy udane występy, plasując się na 10 pozycji w klasyfikacji generalnej kierowców, czyli tuż przed Heidfeldem. Williams sezon zakończył tymczasem na piątej pozycji w klasyfikacji konstruktorów. W przyszłym roku bolidy stajni z Grove będą już napędzały silniki Cosworth, zmieni się dostawca opon z Michelin na Bridgestone, a Heidfelda zastąpi młody Nico Rosberg. Władze zespołu utrzymują jednak, że nie spowoduje to dalszego spadku formy.
Sezon 2005 okazał się niezbyt udany nie tylko dla mistrzowskiej ekipy Ferrari, ale także i dla wicemistrzów z poprzedniego roku, B.A.R. Zaczęło się od problemów z przyczepnością i niezbyt wytrzymałymi silnikami Hondy, przez co w trzech pierwszych wyścigach Jenson Button i Takuma Sato nie zdobyli ani jednego punkty. Po GP San Marino wydawało się jednak, że wszystko wróciło do normy, bowiem Button stanął na najniższym stopniu podium, a Sato finiszował na piątej pozycji. Byłoby tak gdyby nie pewien drobny szczegół, a mianowicie nieprawidłowości podczas badań kontrolnych bolidu Buttona tuż po wyścigu. Okazało się, że po wypompowaniu absolutnie całego paliwa samochód był za lekki i nie dość, że obaj kierowcy zostali zdyskwalifikowani, to jeszcze zespół został wykluczony z udziału w dwóch kolejnych wyścigach. Powrót do rywalizacji w GP Europy okazał się niezbyt udany i dopiero w Kanadzie Button miał szansę na uzyskanie dobrego rezultatu, ale zmarnował ją uderzając w bandę. W USA bolid 007 także miał być konkurencyjny, ale wówczas zawiodła firma Michelin i w tej sytuacji B.A.R pierwsze punkty zdobył dopiero w 10 wyścigu sezonu, GP Francji. Od tego momentu Button punktował już regularnie do samego końca sezonu, dwukrotnie stając na podium, jednak o zwycięstwie nie było mowy, gdyż przewaga bolidów Renault i McLaren była po prostu zbyt duża. Ostatecznie zespół sezon ukończył na szóstej pozycji w klasyfikacji konstruktorów i trudno nazwać to imponującym osiągnięciem. Do pozytywnych aspektów należy jednak zaliczyć całkowite wykupienie zespołu przez Hondą, przedłużenie kontraktu z Buttonem na kilka lat (Frank Williams zrezygnował w końcu z usług Brytyjczyka, za stosowną opłatą ma się rozumieć) i zatrudnienie na miejsce Sato Rubensa Barrichello. Japończyk w tym sezonie wypadł po prostu fatalnie, zdobywając zaledwie jeden punkt na Węgrzech i teraz może już co najwyżej liczyć na starty w nowym zespole Super Aguri F1.
Kolejnym zespołem po Toyocie, który dokonał w tym sezonie może nie aż tak dużego, ale jednak wyraźnego postępu, był Red Bull Racing. Co prawda dla Red Bull był to debiutancki sezon w F1, ale nie można zapominać o tym, iż zespół ten został utworzony na bazie Jaguara, czyli stajni, która przez pięć lat swojego istnienia nie była w stanie się wybić. W końcu Ford stracił cierpliwość, choć prawdę mówiąc nigdy nie chciał zainwestować w ekipę Jaguara środków dających duże szanse na osiągnięcie sukcesu i postanowił definitywnie wycofać się z F1, zespół sprzedając Red Bull, natomiast Coswortha ludziom z serii Champ Car, dla której firma ta jest wyłącznym dostawcą silników. Przed rozpoczęciem sezonu mało kto brał na poważnie Red Bull, choć byli i tacy, którzy spodziewali się dobrych rezultatów (m.in. Frank Williams). Na jednego ze swoich kierowców Dietrich Mateschitz wybrał Davida Coultharda, czyli bardzo doświadczonego zawodnika, ale będącego już u schyłku swojej kariery. Była to jednak najlepsza decyzja podjęta przez Red Bull, bowiem Szkot udowodnił w tym sezonie, iż nie stracił jeszcze ani chęci do walki, ani umiejętności. Mający pierwotnie startować na zmianę z Vitantonio Liuzzim jeden z kierowców Jaguara, Christian Klien, także radził sobie niczego sobie i w efekcie już w pierwszych dwóch wyścigach stajnia z Milton Keynes zdobyła więcej punktów niż w całym sezonie 2004. W sumie w pierwszej połowie sezonu zespół zdobył 22 punkty, punktując we wszystkich wyścigach z wyjątkiem GP Monako, gdzie w bolid Coultharda uderzył Michael Schumacher i GP USA (opony Michelin). Druga połowa sezonu była już nieco słabsza, jako że inne stajnie dysponujące większym potencjałem (głównie B.A.R) były w stanie dokonać większego postępu. Tym niemniej jak na przejściowy rok po zmianie właściciela zespół spisał się bardzo dobrze. W przyszłym sezonie bolidy Red Bull Racing będą już napędzane silnikami Ferrari.
Zespół Sauber po dosyć udanym sezonie 2004 zmienił dostawcę opon z Bridgestone na Michelin, licząc na to, że umożliwi mu to uzyskanie jeszcze lepszych rezultatów. Pierwsze testy nowego bolidu były dosyć obiecujące, ale wkrótce okazało się, że na torach z szybkimi zakrętami (np. Catalunya) występują duże problemy z przyczepnością. W efekcie w pierwszych trzech wyścigach szwajcarska stajnia zdobyła tylko dwa punkty i w dodatku była to wyłącznie zasługa Felipe Massy. Tymczasem mistrz z 1997 roku, Jacques Villeneuve, który zastąpił odchodzącego do Renault Fisichellę, był mocno krytykowany za brak dobrych rezultatów, co nie zmieniało oczywiście faktu, iż głównym powodem słabej formy był niezbyt udany bolid C24. W GP San Marino Villeneuve zdołał w końcu uzyskać bardzo dobry rezultat (czwarta pozycja) i od tego momentu nie ciążyła już na nim tak duża presja. Podobnym osiągnięciem popisał się Massa w GP Kanady, ale w drugiej połowie sezonu obaj kierowcy zdobyli już tylko po cztery punkty i Sauber musiał zadowolić się zaledwie ósmą pozycją w klasyfikacji konstruktorów. W ostatecznym rozrachunku Villeneuve i Massa wypadli dosyć porównywalnie i w tej sytuacji nowy właściciel szwajcarskiej stajni (BMW) nie powinien rezygnować z usług Kanadyjczyka, zwłaszcza że obecnie nie ma lepszej alternatywy. Poza tym przyszły sezon i tak będzie okresem przejściowym, a jakby co BMW może zawsze liczyć na Heidfelda.
Na koniec do podsumowania zostały już tylko dwa najsłabsze zespoły w stawce, które podobnie jak B.A.R i Sauber w przyszłym sezonie będą już startowały pod nową nazwą. Wykupienie Jordana przez Midland miało z jednej strony zapewnić temu zespołowi stabilność finansową, a z drugiej umożliwić dokonanie postępu. Szybko okazało się jednak, że Alex Shnaider wcale nie zamierza przeznaczać zbyt dużych środków na swój nowy nabytek, o czym chociażby świadczyło zatrudnienie dwóch opłacających swoje starty niedoświadczonych kierowców, Naraina Karthikeyana i Tiago Monteiro. W tej sytuacji trudno było spodziewać się dobrych rezultatów i gdyby nie odpadnięcie z rywalizacji zespołów korzystających z opon Michelin w GP USA, Jordan zdobyłby w tym sezonie zaledwie jeden punkt. Na uwagę zasługuje jednak ukończenie niemal wszystkich wyścigów przez Monteiro, który ponadto w GP Belgii w pełni zasłużenie finiszował na punktowanej pozycji. Portugalczyk twierdzi, że ma już podpisany kontrakt na przyszły sezon, a więc należy się spodziewać, że będzie drugim obok Christijana Albersa kierowcą Midland. Poza tym jednak w zespole nie zaszły większe zmiany i raczej nie należy oczekiwać zdecydowanej poprawy formy.
Tymczasem zespół Minardi punkty zdobył tylko w USA, ale za to aż siedem, tak więc dzięki kłopotom firmy Michelin zaliczył najlepszy występ w swojej całej 21-letniej historii. Ogólnie rzecz biorąc stajni z Faenzy nie wiodło się jednak lepiej niż w poprzednich latach, ale do tego zdążyliśmy się już chyba przyzwyczaić. Paul Stoddart jak zwykle próbował wywołać sensację, ale w końcu uległ naciskom FIA i w pierwszym wyścigu sezonu zeszłoroczne bolidy Minardi wystartowały w wersji dostosowanej do nowych przepisów. Później włoska stajnia wystawiła pierwszy od kilku lat zupełnie nowy bolid, PS05, którego sercem był wysoko oceniany silnik Cosworth TJ2005 i kierowcy Minardi na niektórych torach mogli śmiało konkurować z reprezentantami Jordana, ale na tym koniec. Tylko szczęśliwy zbieg okoliczności umożliwił Albersowi i Patrickowi Friesacherowi zdobycie pierwszych i kto wie czy nie jedynych punktów w F1. Tego drugiego zastąpił później piątkowy tester Jordana, Robert Doornbos, tworząc tym samym unikalny, w pełni holenderski skład kierowców. W przyszłym roku zespół Minardi zmieni barwy na Scuderia Toro Rosso, a reprezentowali go będą najprawdopodobniej Scott Speed i Liuzzi.
Podsumowując - sezon 2005 był dosyć ciekawy i mam nadzieję, że nie tylko ja jestem takiego zdania. O mistrzostwo do samego końca walczyły dwa zespoły i w dodatku żadnym z nich nie było Ferrari, co w połączeniu z pierwszym mistrzostwem Renault i Alonso, a także kolejnym nowym torem w kalendarzu, wprowadziło powiew świeżości. Oczywiście dla wielu fanów Ferrari był to zupełnie nieudany sezon, ale i takie są potrzebne, aby zwycięstwa nie wydawały się czymś zupełnie powszednim. Nie ma się jednak co załamywać - w przyszłym roku powróci wymiana opon, a Ferrari zyskało dwóch sprzymierzeńców także korzystających z ogumienia Bridgestone (Toyota i Williams). Jest więc spora szansa, że włoska stajnia odzyska formę i pozostaje mieć tylko nadzieję, że znajdą się zespoły, które stawią godny opór. Czekają nas także zupełnie nowe kwalifikacje i silniki V8, choć ta ostatnia zmiana raczej nie jest mile widziana przez wielu fanów. Mam jednak nadzieję, że przyszły sezon okaże się co najmniej tak ciekawy jak 2005.
KOMENTARZE