Foto podsumowanie sezonu 2013 Formuły 1 - część 1

Wzorem lat ubiegłych zapraszamy na ilustrowany pamiętnik z minionego roku
01.12.1319:44
Mateusz Szymkiewicz
3757wyświetlenia
Mamy już grudzień, a sezon 2013 jest już przeszłością. Początek zapowiadał się dobrze, jednak niestety można powiedzieć, że wyszło jak zwykle. Mimo totalnej dominacji pewnego Niemca w drugiej połowie sezonu, walka o pozostałe pozycje była bardzo zacięta, a i za kulisami sporo się działo.

Wzorem lat ubiegłych odchodzimy od standardowego opisu wydarzeń i publikujemy ilustrowany pamiętnik z minionego sezonu. Poniżej pierwsza połowa 2013 roku. Zaczynamy!

Mocny początek



W tym roku liczba mokrych czasówek była zdecydowanie większa od liczby mokrych wyścigów. Już w kwalifikacjach do pierwszej rundy sezonu mieliśmy istny potop, przez który Q2 oraz Q3 musiało zostać przesunięte na następny dzień. Wydarzenia z pierwszego segmentu kwalifikacji były niezwykle dramatyczne - chwilę po rozpoczęciu sesji na ścianie wylądował van der Garde, a w ślad za nim poszli Massa, Gutierrez oraz Pic. W międzyczasie losu tej czwórki omal nie podzielił debiutujący w nowym zespole Lewis Hamilton, który na wyjściu z drugiego zakrętu obrócił swój bolid i prawie zawiesił się na trawiastym poboczu. Trzeba przyznać, że przez te dwadzieścia minut mieliśmy emocji aż w nadmiarze, a to był dopiero początek.

Multi-21



Jednym z najbardziej kontrowersyjnych wyścigów w tym sezonie było bezapelacyjnie Grand Prix Malezji, podczas którego Sebastian Vettel zignorował polecenia zespołu, wyprzedzając Marka Webbera w walce o pierwsze miejsce. Red Bull na podstawie zaszyfrowanego komunikatu 'Multi-21' nakazał swoim kierowcom utrzymanie obecnych pozycji, czyli w przypadku Webbera pierwszej, natomiast Vettela drugiej. Jak się okazało, 26-latek nie posłuchał swojego szefostwa, wyprzedzając zaskoczonego tym całym zdarzeniem Australijczyka. Po zakończeniu rywalizacji kibice nie kryli oburzenia oraz irytacji tą sytuacją, natomiast sam Webber naskoczył na Vettela chwilę przed wyjściem na podium. Tam Niemiec z kolei tłumaczył się z całego zajścia, mówiąc, iż nie zrobił tego celowo... Welcome to my world, the world of Red Bull.

Zła decyzja?



We wrześniu ubiegłego roku rynek transferowy kierowców przeszedł trzęsienie ziemi, po tym, jak potwierdzono trzyletnią umowę Lewisa Hamiltona z Mercedesem. Wielu ekspertów oraz kibiców pukało się w głowę, widząc co uczynił Brytyjczyk, który postanowił odejść z McLarena po sześciu latach współpracy. Hamilton opuszczał stajnię z Woking w okresie, kiedy to dysponowała jednym z najszybszych bolidów w stawce. Mercedes natomiast przechodził ogromny kryzys, mają w drugiej połowie sezonu 2012 problemy ze zdobywaniem pojedynczych punktów. Mimo to okazało się, że decyzja Mistrza Świata była słuszna, co częściowo udowodniły kwalifikacje do Grand Prix Chin. Brytyjczyk już podczas trzeciej rundy wywalczył w barwach nowego zespołu pole position, wprowadzając swoich krytyków w osłupienie. Mimo to Hamilton nie zdołał wygrać, choć pojawił się na mecie na trzecim miejscu - już drugi raz w tym sezonie. Na pierwsze zwycięstwo w nowym zespole jeszcze nadejdzie pora…

Perez rozrabiaka



Grand Prix Bahrajnu było wyścigiem, który większość kibiców McLarena omal nie doprowadził do zawału serca. Sergio Perez za kierownicą nie najlepszego bolidu stajni z Woking starał się za wszelką cenę odeprzeć krytykę po wyścigu w Chinach, kiedy zarzucano mu brak woli walki. Meksykanin jechał jak szalony, brawurowo atakując swoich rywali, w dodatku z powodzeniem. Wśród oponentów Pereza znalazł się jego zespołowy partner - Jenson Button, z którym to właśnie toczył największy pojedynek. 23-latek przypuścił kilka ataków na Brytyjczyka, doprowadzając nawet do kontaktu, co spotkało się z dużą dezaprobatą z jego strony i prośbą do szefostwa o uspokojenie Pereza. Koniec końców Meksykanin wpadł na metę jako szósty, a w samej końcówce widowiskowo wyprzedził Fernando Alonso, którego wywiózł poza tor w czwartym zakręcie. Po wyścigu na torze Sakhir wiele osób uznało, że McLaren podjął właściwą decyzję, zatrudniając na miejsce Hamiltona właśnie Pereza. Zachwyt nad osobą 23-latka mimo to nie trwał zbyt długo i na kolejne pochwały mógł dopiero liczyć w Indiach.

Caramba



Praktycznie każdy, kto ogląda Formułę 1, wie, że Fernando Alonso podchodzi bardzo emocjonalnie do swojego domowego wyścigu, ze szczególną wzajemnością ze strony kibiców, którzy na każdy udany manewr wyprzedzania dwukrotnego mistrza świata zrywają się na nogi i zdzierają gardła. W tym roku fani Hiszpana mieli ogromne powody do radości, po jego zwycięstwie na torze w Barcelonie, kiedy to jeszcze przed końcem połowy pierwszego okrążenia wdrapał się na drugie miejsce i pewnie zmierzał po prowadzenie w wyścigu. Obrazki po finiszu były identyczne do tych z Grand Prix Europy 2012. Alonso wziął od porządkowych flagę Hiszpanii, którą machał w drodze do alei serwisowej, a także po opuszczeniu bolidu. Feta w Ferrari była o tyle większa, iż na najniższym stopniu podium pojawił się ich drugi kierowca - Felipe Massa. Patrząc na wydarzenia z dalszej części sezonu, aż chce się powiedzieć „miłe złego początki”.

Autobus



W kwalifikacjach na ulicach Monako najszybszy był Nico Rosberg, który zgarnął już trzecie pole position z rzędu. Za nim mieli się ustawić Lewis Hamilton, Sebastian Vettel oraz Mark Webber. Pomimo tego, że Rosberg już dwukrotnie startował z pierwszego pola, nie udawało mu się wygrać, czego przyczyną był fakt, że jego bolid bardzo szybko zużywał opony. Najlepsza okazja do odniesienia pierwszej wygranej pojawiła się w Monako, gdzie charakterystyka toru wręcz uniemożliwia wyprzedzanie, co pozwoliłoby Srebrnym Strzałom na dowiezienie swoich pozycji do mety. Plan ten udało się częściowo zrealizować, ponieważ owszem, Rosberg odniósł zwycięstwo, jednakże Hamilton spadł na czwarte miejsce po odbyciu pit stopu w okresie neutralizacji. Sebastian Vettel, który dojechał drugi, żartował w rozmowie z dziennikarzami, iż jechał jak za autobusem, wyraźnie sugerując, jaka przepaść dzieli bolidy Red Bulla i Mercedesa na dystansie wyścigu.

Misssion Imposible



Sezon 2013 był jednym z najgorszych w historii Williamsa. Legendarna ekipa zdobyła zaledwie pięć punktów, czego przyczyną był fatalny bolid, odporny na jakiekolwiek poprawki i niewystarczająco szybki, aby zagrozić ekipom środka stawki. Mimo to w Kanadzie, gdzie mieliśmy deszczowe kwalifikacje, Valtteri Bottas sprawił niemałą sensację, dokonując wręcz niemożliwego. Fin po raz pierwszy i jak się później okazało, przedostatni w tym sezonie, wszedł do Q3, gdzie w idealnie dostosowanym do warunków FW35 wywalczył trzecie pole startowe. Jeden z pięciu tegorocznych debiutantów nie ukrywał, iż ten wynik podniósł morale w Williamsie, aczkolwiek rezultat w wyścigu sprowadził wszystkich na ziemię. Bottas ukończył rywalizację na suchej nawierzchni na odległym czternastym miejscu, natomiast drugi kierowca stajni z Grove - Pastor Maldonado, na szesnastym.

#GodSaveOurTyres



Tegoroczną edycję Grand Prix Wielkiej Brytanii można spokojnie porównać do niechlubnego wyścigu z sezonu 2005 na torze Indianapolis, gdzie przez wybuchające w treningach opony Michelina nie przystąpiło do rywalizacji aż czternastu kierowców. Na Silverstone było trochę inaczej, ponieważ problemy z ogumieniem pojawiły się dopiero w wyścigu. Pierwszą ofiarą był liderujący Lewis Hamilton, w którego Mercedesie na prostej Hangar wybuchła lewa tylna opona. Kolejni byli Massa oraz Vergne, którego elementy opony przefrunęły przez bolidy Lotusa, mających pod wlotem powietrza napis „#GodSaveOurTyres”, brzmiący jak jakaś przepowiednia. Po wyjeździe na tor samochodu bezpieczeństwa, sytuacja ustabilizowała się na kilkanaście okrążeń, aczkolwiek ogumienie jak wybuchało, tak wybuchało dalej. Tym razem poszkodowanymi byli Gutierrez oraz Perez, a także Rosberg i Alonso, lecz u nich obyło się bez fruwających kawałków gumy oraz bolidów.

Podłączony do prądu



Przed rundą na Silverstone swoje przejście na emeryturę, wraz z końcem sezonu, potwierdził Mark Webber. Decyzja Australijczyka otworzyła drogę do Red Bulla juniorom z Toro Rosso, w tym Danielowi Ricciardo. Kierowca z Perth będąc świadomym szansy, jaka się przed nim otworzyła, jeździł na Silverstone jak rażony prądem. Ricciardo przez cały weekend wyciskał ze swojej maszyny 101 procent. Jego dobra postawa zaowocowała świetnym szóstym polem startowym, które zamieniło się w piąte po dyskwalifikacji Paula di Resty. W wyścigu było nieco gorzej, ponieważ Australijczyk wywalczył zaledwie cztery punkty za ósme miejsce, aczkolwiek dobra forma utrzymała się do samego końca sezonu, demonstrując wyraźną dominację nad zespołowym partnerem. Koniec końców, Ricciardo swoją niezłą postawą zagwarantował sobie kontrakt w ekipie Mistrzów Świata, jednocześnie udowadniając, że juniorski program Red Bulla ma jeszcze jakiś sens.

Przełamanie



Vettel nigdy nie miał szczęścia do swojej domowej rundy, ponieważ gdy niektóre wyścigi wygrywał jeden za drugim, w Niemczech nigdy nie udawało mu się przekroczyć linii mety na pierwszym miejscu. Tym razem było inaczej, choć po kwalifikacjach wiele osób uważało, że 26-latek nie będzie miał zbyt łatwo. Z pole position ruszał Lewis Hamilton, natomiast trochę dalej ustawiły się bolidy Lotusa, które na długich przejazdach prezentowały świetne tempo. Mimo to Hamilton zaliczył słaby start i jeszcze przed pierwszym zakrętem został połkniętym przez oba Red Bulle z Vettelem na czele, natomiast najszybszy z kierowców Lotusa - Kimi Raikkonen, nie zdążył wyprzedzić trzykrotnego mistrza świata, który odniósł pierwszy tryumf przed własną publicznością.

Hey man



W przypadku kierowców Formuły 1 powiedzenie "do trzech razy sztuka" działa trochę w zmienionej wersji - do czterech. Robert Kubica zapytany przed Grand Prix Australii 2010, czy uda mu się wreszcie dojechać do mety wyścigu na torze Albert Park, odpowiedział właśnie w ten sposób, po czym kilka godzin później świętował zdobycie drugiego miejsca. U Hamiltona to również się sprawdziło, ponieważ na Hungaroringu zdobył swoje czwarte pole position w sezonie, które następnego dnia zamienił w pierwsze zwycięstwo. Brytyjczyk pomimo startu z pierwszego pola nie był faworytem do zwycięstwa, gdyż bolid 28-latka obchodził się z oponami w gorących warunkach w sposób katastrofalny, a tego dnia temperatura dobijała do 40 stopni Celsjusza. Zwycięstwo Hamiltona było idealnym zwieńczeniem pierwszej połowy sezonu, ponieważ wiele osób uważało, że Brytyjczyk będzie jedynym kierowcą, który po letniej przerwie nawiąże bliską walkę z liderującym Vettelem, mającym aż 38 punktów przewagi nad drugim w klasyfikacji Raikkonenem.

Podsumowanie sezonu 2013 Formuły 1 - część 2